Decyzją papieża Franciszka co roku trzecia niedziela zwykła, czyli dzisiejsza, będzie obchodzona w całym Kościele jako Niedziela słowa Bożego (warto przypomnieć, że trzecia niedziela wielkanocna od wielu już lat jest Niedzielą biblijną). Ojciec Święty uzasadnił swoją decyzję tym: aby wierni mogli jeszcze lepiej zrozumieć niewyczerpalne bogactwo pochodzące z tego nieustannego dialogu między Bogiem a Jego ludem (bulla Aperuit illis, n. 2). Zatem, w poszukiwaniu tego bogactwa przejdźmy po śladach czytanego dziś słowa Bożego, które ma nam pozwolić jeszcze bardziej zrozumieć tajemnicę Kościoła: jednego, świętego, powszechnego, apostolskiego, jako żywej wspólnoty ludzi wierzących.

Przywołajmy obraz Kościoła w Koryncie, który od samego początku musiał w swoim środowisku zwalczać wszelkie próby podziału. Święty Paweł, we fragmencie drugiego czytania dzisiejszej liturgii, pisze o tym wyraźnie: Doniesiono mi o was, bracia moi, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa, ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa” (1 Kor 1, 11-12). Paweł boleje nad taki stanem rzeczy, absolutnie nie może się z taką sytuacją pogodzić, ona jest nie do przyjęcia. Gmina w Koryncie jest Pawłowi szczególnie bliska, był tam osobiście obecny przez 18 miesięcy (w latach 51-52); od ludzi Chloe dowiaduje się, że w tym mieście dochodzi do nadużyć. Zaczyna brakować jedności, której sam doświadczył będąc wśród nich. Chwiejąca się pierwotna harmonia niepokoi go na tyle, że nie mając możliwości ponownego przybycia do Koryntu, pisze do nich list. Zachęca do ponownego pojednania przywołując koronny argument: skoro Jezus jest jeden, niepodzielny, dlatego nie może być żadnego rozbicia wśród jego uczniów. To nie tylko brak konsekwencji, ale zburzenie fundamentu chrześcijańskiej tożsamości. Dlatego zrozumiały staje się jego apel: Upominam was, bracia, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów, byście byli jednego ducha i jednej myśli (1 Kor 1, 10).

Jest sprawą nie podlegającą dyskusji, że każda wspólnota sama musi podjąć wysiłek organizacyjny, zobowiązana jest do sprawiedliwego dzielenia zadań, a równocześnie musi podjąć kroki przezwyciężające wszystkie próby rozbicia jedności. Doskonalenie jakiejkolwiek wspólnoty jest możliwe tylko na drodze trudnej i wymagającej zgody wszystkich, przy równoczesnym zabieganiu o pełną zgodność. Szatan jako ojciec zła wiedząc, że zgoda potęguje siły i dzięki temu wspólnota staje się niezwykle twórcza, usiłuje przede wszystkim zwyciężać przez podziały, wprowadzając chaos, powodując brak porozumienia i jedności. Ponieważ Kościół w planach Boga realizuje dzieło zbawienia ludzkości, zło od początku stara się za wszelką cenę osłabić skuteczność tego działania poprzez kolejne rozłamy.

Pan Bóg w dziele stworzenia przygotował nam do zamieszkania świat, w którym jedynym punktem odniesienia miało być dobro. Jednak człowiek, poddając się pokusie szatana, zapragnął także zła. Gdy prześledzimy pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju zauważymy, że Pan Bóg realizując dzieło stworzenia świata, wszystko porozdzielał: oddzielił ziemię od nieba; wody będące pod niebem od tych na ziemi, oddzielił dzień światło od ciemności, słońce od księżyca. Bóg w ten sposób uporządkował świat, wyznaczył granice poszczególnym rzeczom i przestrzeni. Między nimi nie ma żadnej konkurencji czy rywalizacji. Wyraźne wskazanie miejsca wszystkiemu, co wyszło ze stwórczej ręki Boga, jest podyktowane uporządkowaniem świata; chodzi o zachowanie harmonii, ładu, jedności, koniecznego porządku. Zły duch – na tym polegała jego pokusa – chce to wszystko wymieszać, pozacierać różnice, zniekształcić prawdziwy obraz. Mieszanie jest diabelską metodą, jest odwrotnością działania Bożego. Szatan, od samego początku, dobro pochodzące od Boga chce zmieszać ze złem.

Historia ludzkości, od momentu grzechu pierworodnego, to permanentne ścieranie się między tymi dwoma światami. Tam, gdzie następuje spotęgowanie dobra, prawie natychmiast pojawia się kiełkujące ziarno niezgody, które trzeba rozpoznać i – jeśli jest taka możliwość – należy go zdecydowanie wyeliminować. Historia pokazuje, że czasem taka radykalna decyzja jest niemożliwa, nie można sobie z tymi prądami podziału poradzić. Kościół na przestrzeni swoich dwudziestu wieków przeżył poważne chwile rozłamu: schizma wschodnia w wieku V, reformacja w XVI stuleciu oraz wiele sytuacji, gdzie od wspólnoty Kościoła odpadały rzesze wiernych. Jednak w obliczu tych wydarzeń jedno jest pewne: żadne rozdarcie nie prowadzi do powstania drugiego, innego, lepszego Chrystusowego Kościoła. Ten Kościół jako wspólnota wiary bez względu na ilość odłamów i rozszczepień był, jest i zawsze będzie tylko jeden. Tak wyznajemy w naszym akcie wiary: Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół.

Co to znaczy, że Kościół jest jeden? Co ta prawda wiary mówi o naszej tożsamości? To jest dokładnie tak samo jak z jednością sakramentalnego małżeństwa. Jeśli któryś z małżonków odchodzi i szuka innego związku, wówczas okazuje się niewiernym wobec przyjętego zobowiązania, narusza fundamentalne prawo w imię którego co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela (Mt 19, 6), ale nie niszczy sakramentalnego wymiaru małżeństwa, z którego rezygnuje. W podobnym znaczeniu Kościół Chrystusowy jest jeden. To wielka wspólnota o charakterze globalnym, powszechnym, połączona nierozerwalną więzią z Jezusem, jak żona z mężem. To, że jakaś część wiernych zrywa łączność z innymi, to jeszcze nie dowód, że od tego momentu tworzą drugi, nowy, jakiś inny Kościół Chrystusowy. Ludzie nie potrafią tego uczynić, to nie jest ich kompetencja; tylko Pan Bóg może powołać do istnienia wspólnotę Kościoła, a nie człowiek. Należałoby dokładniej prześledzić związek zachodzący pomiędzy problemami jedności małżeńskiej a kryzysem przynależności do Kościoła. Zbyt wielkim uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że jest rzeczą obojętną, do jakiego Kościoła się należy, byleby człowiek był osobą wierzącą.

Czasem trudno nam przeżywać radość z przynależności do jednego Kościoła. Ten, kto odkrył tę prawdę, odnajduje się w Kościele jak w kochającej się rodzinie. Ponieważ jest to rodzina złożona z ludzi niedoskonałych, może ona przeżywać różne napięcia, nawet dramaty czy porażki, ale zawsze jest to jeden dom, w którym dla każdego jest miejsce, czas na refleksję i twórczy dialog, okazja do posilania się tym, co nadprzyrodzone. Jak nie przywołać w tym momencie słów Jezusowej modlitwy arcykapłańskiej Wieczernika: Ojcze, spraw, aby byli jedno, tak jak My jedno stanowimy (J 17, 22b). Jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół uczy nas jednego, słusznego, prawdziwego odkrywania kart historii. Odczytanie przeszłości winno być zawsze zgodne z historycznymi faktami, o których należy mówić w sposób prawdziwy, bez jakichkolwiek zafałszowań, zbędnych komentarzy czy niepotrzebnych interpretacji. Tylko wtedy historia objaśnia sens teraźniejszości i kształtuje postawy ludzi dzisiaj. Refleksja historyczna zawsze obecna jest, a przynajmniej powinna być, w każdej społeczności. Czasem przybiera postać prymitywnej propagandy i manipulacji, niekiedy bywa próbą zmierzenia się ze sprawami tak trudnymi, jak przerażająca oraz pełna przestrogi historia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau i wielu innych podobnych miejsc na świecie.

Prawda o tym, co się wydarzyło za drutami niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau, zbudowanego na obrzeżach Oświęcimia, nie powinna nas w żaden sposób dzielić. Ofiara życia tych ludzi, poprzedzona okrutnym męczeństwem, niech się stanie siłą jednoczącą współczesne społeczeństwo, nie tylko żyjące nad Wisłą. Przekaz o tym nieludzkim świecie adresowany do współczesnego człowieka musi być jasny i jednoznaczny. Z poczucia elementarnej sprawiedliwości to się należy przede wszystkim tym, którzy tę gehennę przeżyli. Oni są jedynymi na tym świecie (chociaż nie ma ich już wielu), którzy mają na ten temat najwięcej do powiedzenia. Oni wiedzą o tym najlepiej, ich wiedza jest „z pierwszej ręki”, oni tego nie wyczytali z książek, oni o tym nie usłyszeli o innych, oni tego doświadczyli „na własnej skórze. To nie są żadni więźniowie, bo osadzony w więzieniu odbywa czas zasłużonej kary. Ludzie różnych narodowości znaleźli się za drutami obozu koncentracyjnego nie dlatego, że źle uczynili, ale z tego powodu, że żyli i kim byli. Nigdy i nigdzie, a zwłaszcza w ich obecności, nie wolno o tych wydarzeniach kłamać. Tu chodzi bowiem o fakty, które można różnie wyjaśniać czy interpretować, ale z faktami się nie dyskutuje. Fakty są faktami, i takimi zawsze pozostaną, czy się to komuś podoba czy nie. W imię jedności międzyludzkiej mówmy o faktach, dystansując się od wszelkich zbędnych komentarzy czy wyjaśnień. Im więcej wobec faktów zamieszania, kombinowania, manipulacji czy dopowiedzeń, tym dalej od czystych faktów. O historii trzeba nam zawsze i wszystkim mówić jednym głosem, zgodnie z zaistniałymi faktami. Inaczej będziemy doświadczać nikomu niepotrzebnego podziału, o którym z bólem pisze św. Paweł, mając na uwadze troskę o jedność w Kościele korynckim.

Jedność i zgoda to nie tylko nasza ludzka sprawa, to również wielkie pragnienie kochającego nas bezgranicznie, miłosiernego Boga. Otwierając się na moc Jego łaski, podejmijmy – na miarę swoich możliwości – wysiłek budowania jedności wszędzie tam, gdzie jesteśmy na co dzień obecni. Niech słowa św. Pawła z dzisiejszej liturgii nie będą dla nas obojętne, ale mobilizują do koniecznych starań: Upominam was, bracia, w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów, byście byli jednego ducha i jednej myśli. Amen.

Oświęcim, Centrum Dialogu i Modlitwy – 26 stycznia 2020 roku.