s. Maria Lucyna od Krzyża OCD, Betlejem1
ks. Henryk Seweryniak

OŚWIĘCIMSKA MEDYTACJA PSALMU 22

„POZOSTANIE TYLKO WIELKA MIŁOŚĆ.
JAK MOGŁOBY BYĆ INACZEJ..”

E. Stein

9 sierpnia 2011r.
Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu

Dwa karmele – Kolonia i Betlejem, dwie karmelitanki:
Żydówka Edith Stein i Arabka Mariam Baouardy

Wstęp
Kiedy na zaproszenie z okazji rocznicy śmierci Edyty Stein zabieraliśmy do wspólnej pracy, mieliśmy jedną myśl: wspólnie zanurzyć się w słowie Bożym Psalmu 22 i spróbować zrozumieć, poprzez ten Psalm, przesłanie życia i męczeńskiej śmierci św. Teresy Benedykty.

W toku naszej pracy, niejako na marginesie, pojawiła się jednak kwestia: Siostra Teresa Benedykta byłą Żydówką, czuła się Żydówką, jako Żydówka poniosła męczeństwo. Ale jaki był jej stosunek do Ziemi Świętej? W toku poszukiwań, prowadzonych przez s. Lucynę w tej sprawie, okazało się, że karmel w Kolonii pozostawał w początkowych latach 30. w żywym kontakcie z karmelem betlejemskim. S. Lucyna znalazła w Archiwum swojego karmelu 3 listy i tyleż kart pocztowych, kierowanych w tym okresie z karmelu Cologne-Liendental do karmelu w Betlejem.2 W liście z 4 II 1932 roku s. Maria Angela ab Infante Jesu (Martha Schwalge)3, wiceprzeorysza karmelu kolońskiego, przesyła 10 marek oraz wizerunek Mariam z: biografią na odwrocie, zachętą dla księży do odprawiania raz w miesiącu wotywy do Ducha Świętego i z modlitwą „Duchu Święty, natchnij mnie, Miłości Boża, pochłoń mnie…”. Wszystko to, jak informuje się na dole obrazka, na podstawie broszury „Mirjam von Abellin oder Maria on Jesus dem Gekreuzigten Karmelitin von Bethlehem, mit einer Darstellung der Wirksamkeit des Heiligen Geistes bei unserer Erlösung und Heiligung von P. Gebhard a S. Laurentio”, wydanej w 1930 roku w Regensburgu. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie tę książeczkę wymienia S. Teresa Benedykta w wykazie, dołączonym do listu z 11 II 1935 r., skierowanego do ks. Konrada Schwindla i opublikowanego w drugiej części „Autoportretu [Edyty Stein] z listów (1932-1942).4 Czuje się, że kontakt obu klasztorów jest serdeczny. Siostry w Kolonii oczekują rychłej beatyfikacji Mariam, proszą o pamiątki po niej (fragmenty habitu, kawałki bandaży nasączone krwią z jej stygmatów), które nazywają już „relikwiami”, są gotowe ufundować urnę na szczątki nowej Błogosławionej, co miesiąc w klasztorze jest Msza Święta o Duchu Świętym, wspomniane obrazki rozsyła się po całym świecie, karmelitanki kolońskie proszą o modlitewne wsparcie w sprawach swoich bliskich i dla narodu niemieckiego przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi 1932 roku, bo jeśli nie pójdą one dobrze, to – jak pisze s. Maria Angela, cytując nieznanego jezuitę – „będziemy tutaj mieli czołgi”.5 Tę bliskość wzmacnia fakt, że oba karmele są w tym czasie pod wezwaniem Dzieciątka Jezus, o czym siostry z Kolonii nie omieszkają w jednym z listów przypomnieć.6

Nic więc dziwnego, że na rekreacjach w karmelu kolońskim sporo się pewnie o Mariam mówi, a może nawet czyta głośno broszurę bawarskiego karmelity ojca Gerharda i że siostrze Teresie Benedykcie, filozofce, dalekiej – w ślad za jej mistrzem św. Janem od Krzyża – od poszukiwania nadzwyczajnych objawień, paradoksalnie bliska będzie postać Marii od Jezusa Ukrzyżowanego – niepiśmiennej Arabki z Izraela, obdarzonej tyloma, jak mówimy, „nadzwyczajnymi łaskami”. Poświadcza to jeden, na pozór drobny, fakt. W książce siostry Cécile Rastoin OCD i ojca Didier Marie Golay OCD „Avec Edith Stein. Découvrir le Carmel Francais” „Z Edytą Stein. Odkryć karmel francuski”), znalazł się rozdział „Edith et la petite Mariam” („Edyta i Mała Mariam”). Z rozdziału tego wynika, że Siostra Teresa Benedykta układała małe scenki, które w karmelu zwykle wystawia się w dniu imienin przeoryszy czy podczas rekreacji w inne uroczystości. Ostatnia scenka, którą napisała, nosiła tytuł „Święty Michał”, i została stworzona z okazji święta s. Antonii od Ducha Świętego, podprzeoryszy w Echt. Siostry odegrały ją 13 czerwca 1939, we wspomnienie liturgiczne św. Antoniego Padewskiego.7 Archanioł Michał zachęca siostry do pokoju i jedności, których źródła znajdują się w Najświętszym Sercu Jezusa; jeśli pokój zamieszka w ich sercach, będzie także obecny w świecie. W pewnym momencie na scenie pojawiają się: św. Jan od Krzyża, Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej i Mariam od Jezusa Ukrzyżowanego. Siostra Teresa Benedykta wkłada w usta tej ostatniej wersety maryjne, które świadczą o dobrej znajomości biografii Małej Arabki: 

„Ta słodka Mama była też moją Mamą –
Arabskiego dziecka o śniadej twarzy,
Zrodzonego na ziemi, na której żył Jezus,
Po której wędrowała Nasza Pani.
Myriam, mogłam radośnie nosić imię Matki.

Kiedy straciłam ojca i matkę,
Powierzyłam się tylko Jej miłości,
i to Jej wierność wspaniale mnie strzegła.
A gdy morderca zadał mi śmierć,
ożyłam w Jej ramionach .

To ona wiodła mnie wspaniałymi drogami
Do Ziemi Karmelu
i zaręczyła swe dziecko z Jezusem Ukrzyżowanym.
Nauczyła mnie wypełniania ślubów
Sercu przebitemu
i rozumieć
Życie tego Serca, Ducha miłości”.8

Nadto, w przywoływanej już drugiej części „Autoportretu z listów (1932-1942)” zwraca uwagę list Siostry Teresy Benedykty z 19 października 1937 roku, wysłany z karmelu w Kolonii do Helene Kirschler, Żydówki szykującej się do przymusowej emigracji. „Mogę sobie chyba wyobrazić – pisze nadawczyni – że nie ma Pani ochoty na Palestynę. Ja nie chciałabym wyjechać w żadne inne miejsce [niż do Palestyny], gdyby również w moim przypadku była kiedyś taka konieczność, aby opuścić Niemcy”.9

To mocne pragnienie jest dobrze udokumentowane w pierwszej biografii późniejszej Świętej, napisanej przez matkę Teresę Renatę od Ducha Świętego, przeoryszę karmelu w Kolonii w 1948 roku, mistrzynię nowicjatu Siostry Teresy Benedykty: „24 października [1938 roku] przyjechał brat Siostry Teresy Benedykty, Arno z Wrocławia, by pożegnać się z nią przed wyjazdem do Ameryki. Również doktor Spigel ze swoją młodą małżonką opuścił ojczyznę i schronił się zrazu w Londynie. Te powtarzające się pożegnania ukochanych ludzi nastroiły siostrę Benedyktę bardzo poważnie. Najchętniej wyjechałaby do Palestyny, do karmelu w Betlejem, który założyła siostra konwerska, służebnica Boża, Miriam od Jezusa Ukrzyżowanego. Ale większość sióstr nie chciała jeszcze wierzyć w konieczność rozłąki. Bo życie w Karmelu przebiegało według niezakłóconego porządku…”10

Przy obecnym stanie badań trudno określić, czy karmel koloński podjął jakieś oficjalne działania w celu wyjazdu Siostry Teresy Benedykty do Ziemi Świętej.11 Wkrótce Żydom niemieckim zakazano wszelkich wyjazdów do Palestyny i w konsekwencji Siostra Teresa Benedykta znalazła się 31 grudnia 1938 roku w Echt.

Dzisiaj sytuacja odwróciła się. To siostry z karmelu w Betlejem martwią się o przebieg kolejnych wyborów zarówno w Autonomii Palestyńskiej, jak i w Izraelu. To z Betlejem wyemigrowała już do USA, Francji, Niemiec większość chrześcijan tego miasta, a siostry karmelitanki, choć w pokoju serc, muszą co dzień pamiętać i o izraelskim murze, i o palestyńskim Hamasie… Wielu w Ziemi Świętej straciło już nadzieję na pokój. Siostry – mimo wszystko, nie. Oto jeszcze jeden zapis z notatnika s. Lucyny: „Muszę jechać do dentystki do Jerozolimy, to tylko 9 km stąd! Ferial, nasza palestyńska postulantka – furtianka, rodem z Betlejem, podwozi mnie do chec pointu, ale dalej jako Palestynka nie może opuścić Betlejem, które od 8 lat jest miastem zamkniętym dla betlejemitów (niekiedy dostają na przykład 30-dniowe przepustki na Wielkanoc, w ten jednak sposób, że przepustkę otrzymuje kilkuletnia córka, ale już matka). Żegnam więc Ferial i udaję się wąskim, okratowanym labiryntem w kierunku pierwszej budki kontrolnej. Wszędzie kamery, żelazne bramki… Dalej kontrola osobista… Przechodzę bez problemu, ale moim siostrom zdarza się, że żołnierze izraelscy kontrolują je bardzo dokładnie, łącznie z koniecznością zdejmowania obuwia. Tak są kontrolowani wszyscy Palestyńczycy. Przy ostatnim punkcie wkłada się dłoń do jakiegoś urządzenia w celu identyfikacji linii papilarnych. Czasami trwa to bardzo długo… Ile jest w tym upokorzenia, ile wzbudza wzajemnych wrogich emocji, komentarzy zarówno ze strony izraelskiej, jak i palestyńskiej. Jakby żadnych wniosków z historii, zwłaszcza na poziomie władzy, polityki…

Zupełnie inaczej współpraca obu narodów wygląda w wielkim jerozolimskim szpitalu Hadassa. Gdy czasami znajdę się tam z naszą najstarszą siostrą, jestem naprawdę zbudowana wzajemnym oddaniem i współpracą: personelu, chorych, odwiedzających, niezależnie od narodowości…  Wniosek – współpraca obu tych społeczności na tej ziemi jest możliwa!”

Po tym długim wstępie zacznijmy naszą „Oświęcimską medytację Psalmu 22”. Rozmyślanie poprowadzimy według czterech etapów klasycznej lectio divinalectio – lektura słowa Bożego, meditatiooratio – modlitwa i actio – działanie. Pragnęlibyśmy przy tym niezmiernie, aby etapem prawdziwej contemplatio stało się dla Słuchaczy spotkanie modlitewne przy Pomniku w Auschwitz Birkenau i Eucharystia w karmelu oświęcimskim.

LECTIO12
Wsłuchajmy się najpierw w głos tych, którzy Psalm 22 pod natchnieniem Bożym skomponowali, włączyli do swojego Psałterza i długie wieki się nim modlili.13 Ma on zresztą swoją historię, także w nim odbijają się niejako najważniejsze etapy wiary i myślenia biblijnego Izraela. Natchnieni psalmiści narodu wybranego stopniowo przechodzą z ciemności lamentacji czy skargi do pieśni pokoju, dziękczynienia i uwielbienia. Nawet na pierwszy rzut oka można w nim wyróżnić trzy – pochodzące prawdopodobnie z różnych etapów dziejów – części.

Pierwszą, najdłuższą część (1-22) – lamentację (qinah) otwiera dramatyczne, zaskakująco brzmiące dla pobożnych uszu:  Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? / Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku (w. 2). Oto tragiczne wołanie człowieka, który urodził się w wie­rze ojców, całkowicie zaufał swemu Bogu, a czuje się przez Niego opuszczony, wydany na pastwę cierpień i szyderstwa wrogów. Uderza wręcz jego podobieństwo do biblijnego Hioba, Eloi, Eloi… Hebrajskie El, to starożytne określenie Boga, obecne w całym świecie semickim. Etymologię tego słowa najczęściej wiąże się ze słowem „mocny”. Psalmista wciąż śpiewa. Ale jeśli śpiewa, że „Święty, mocny, Święty, nieśmiertelny…” go opuścił, to stało się coś przeciwnego naturze. On nie wyrósł przecież na literaturze egzystencjalistycznej, nie zna filozofii „śmierci Boga”, która mogłaby pomóc mu „otrzaskać się” z podobnym doświadczeniem. Nie w głowie mu oskarżanie „Świętego, mocnego…”, sadzanie Go na ławie oskarżonych. Bóg nie opuszcza swoich wiernych – takie było i jest najgłębsze przekonanie jego przodków Starego Testamentu (Ps 9,11; 16,10; 27,10; 37,28; 94,14). Nie w głowie mu także – jak w innych Psalmach – odwoływanie się do swojej niewinności, aby skłonić Boga do stanięcia w jego obronie. Dopiero w tym kontekście rozumiemy ból i trwogę starożytnego pieśniarza, zawarte w  „lema” – „czemuś”, „dlaczego” starożytnego psalmisty. W imię swej wiary i ufności woła on, że otaczająca go rzeczywistość podważa to, czemu zawierzył; z głębin serca wydobywa swoja skargę.

„Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku” (w. 2b). Psalmista jęczy… Jego jęki są bardzo mocne – użyty tutaj hebrajski czasownik szg fonetycznie wyraża również odgłos ryku lwa. Wbrew oczekiwaniom, „zbawienie” jest „dalekie”. Tym, co okazuje się rzeczą najtrudniejszą do zniesienia, nie jest samo cierpienie, ale bolesna świadomość opuszczenia ze strony Boga…
„Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,    [wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju” (w. 3). Dzień i noc wyrażają całość czasu. Noc jest czasem odpoczynku. Tu jednak psalmista w nocy, tak jakby to był dzień, krzyczy w stronę Boga… Spoczynku może zaznać tylko, doświadczając bliskości Boga Wybawcy.

A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela” (w. 4). W tym miejscu starożytny Izraelita wprowadza argument z obecności Boga w świątyni. Jest to jeszcze jeden powód, dla którego Bóg powinien usłyszeć wołanie o pomoc. Pieśniarz sprzed wieków zdaje się wołać: „Mam prawo, żebyś słyszał moje głośne jęki, tak głośne jak jęki zranionego lwa, mam prawo się skarżyć, targować…”.

Tobie zaufali nasi przodkowie, / zaufali, a Tyś ich uwolnił; do Ciebie wołali i zostali zbawieni, Tobie zaufali i nie doznali wstydu (w. 5-6). „Posłuchaj, nasi przodkowie byli  niewolnikami w Egipcie, byli na skazani na zagładę, na szoa przez najsilniejszych tej ziemi, a wybawiłeś ich z opresji.  Jeśli nie zawiodłeś nadziei pokładanych w Tobie w przeszłości, to nie możesz również zawieść mnie, cierpiącego. Popatrz, nędza, w jakiej się znalazłem, odarła mnie ze wszystkiego, co ludzkie”:

Jestem robak, a nie człowiek, / pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu. / Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, / rozwierają wargi, potrząsają głową: / «Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, / niechże go wyrwie, jeśli go miłuje» (w. 7-9).  Cierpiącym zazwyczaj pogardzano, uznając w nim grzesznika, którego Bóg słusznie ukarał. Dlatego w oczach innych nie zasługuje on ani na pomoc Bożą, ani na szacunek ludzi. „Stałem się jak robak, symbol słabości i brzydoty… Jestem wystawiony na pośmiewisko, wzgardzony przez ludzi… Szydzą za mnie na ulicy, widzą we mnie pasożyta. Patrz, także Ciebie wystawiają na próbę, także Twoją miłość ośmieszają”.

Dalej przypomina owemu bliskiemu, choć tajemniczemu Eli: „Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; / Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki. / Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, /  Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, / Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, / a nie ma wspomożyciela” (w. 10-11)  „Ty jesteś Eli, moim Bogiem, od pierwszych tchnień życia… Należąc do Ciebie, podobnie jak dziecko do matki, mam prawo do Twojej  opieki. Wydobyłeś mnie z jej łona jak akuszerka, strzeżesz mnie z miłością jak matką”. Ośmielony tą myślą, zanosi do Boga gorącą prośbę: „Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko”. Zbliżającą się klęskę psalmista przedstawia, przywołując straszliwe postacie drapieżnych zwierząt (w. 13-14. 17a) . Użyte tu wyrażenia i obrazy, to całe przerażające bestiarium: „mnóstwo cielców”, „byki Baszami”, „rozwarte paszcze”, „lew drapieżny i ryczący”, „sfora psów”. W starożytności demoniczne moce wrogie człowiekowi często były przedstawiane w postaci zwierząt. Ich potężne, drapieżne i wypasione cielska wyrażają wielkość niebezpieczeństwa, zagrażającego cierpiącemu ze strony jego wrogów (sfera zewnętrzna). Nie dziwi więc, że czuje się bezradny – nie ma siły przeciwstawić się swoim wrogom. Swoją bezradność, niemoc, fizyczną i duchową destrukcję (sfera wewnętrzna) maluje z pomocą kolejnych obrazów wypełniającej go trwogi: jest „rozlany jak woda”, jego „serce stopniało jak wosk”, „gardło wyschło jak skorupa”, „język przyschnął do podniebienia”, „rozłączają się kości” (w. 15-16).

Prześladowcy – „zgraja złoczyńców” (w. 17b) doprowadzili go do takiego stanu, że śmierć wydaje się nieuchronna. Przebodli ręce i nogi moje (w. 17c). Są więc przekonani, że ofiara nie zrobi już kroku, żeby bronić swoich racji – więcej, nie przeżyje. Dzielą się więc jego rzeczami: Moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię (w. 19).

Po słowach skargi następuje znów prośba o wybawienie (w. 20-22). Bóg zdaje się być odległy, milczący, ale dla psalmisty kolejne doświadczenia nie są przyczyną zwątpienia, lecz przeciwnie – stają się motywem wzmocnienia ufności: Pomocy moja, spiesz mi na ratunek! (w. 20b). Prosząc Boga – uosobienie pomocy, cierpiący pieśniarz posługuje się niemal tymi samymi słowami, którymi poprzednio określał nieprzyjaciół; prosi, aby wybawić go od miecza, od psich pazurów, od paszczy lwa, od rogów ba­wolich. Jest rzeczą godną uwagi, że prośba o wyba­wienie nie zawiera – w przeciwieństwie do podobnych modlitw w innych Psalmach – słów wyrażających chęć zemsty nad wrogami czy wezwanie do niej.

Wiersz 23 rozpoczyna drugą część Psalmu, poświęconą dziękczynieniu (todah). Wiara i ufność zostały nagrodzone… Nie wiemy, jak się to dokonało, ale Bóg pospieszył cierpiącemu na ratunek, on zaś doznawszy łaski wysłuchania swej prośby, pragnie tę dobrą no­winę ogłosić wobec licznych braci zgromadzonych w świątyni: Będę głosił imię Twoje swym braciom / i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia (qahal – ekklesia, w. 23). Wszyscy „bojący się Boga”, całe potomstwo Jakuba, a więc cały Izrael powinien się radować – Bóg raz jeszcze objawił swą moc. Głównym motywem wdzięczności jest to, że Jahwe nie wzgardził ani też nie brzydził się „nędzą biedaka” (w. 25). U-bodzy (anavim), pozbawieni właściwie jakichkolwiek ludzkich gwarancji, zawsze pozostają pod szczególną opieką Boga. Wezmą oni udział w uczcie mesjańskiej, podczas której nie tylko zaspokoją swój głód, ale będą też pokrzepieni na duchu, gdy usłyszą o dowodach mocy i dobroci Boga: Ubodzy będą jedli i nasycą się, chwalić będą Jahwe ci, którzy Go szukają, niech serca ich żyją na wieki (w. 27).

Teraz (w. 28-32, część trzecia) – w perspektywie mesjańskiej – orędzie psalmisty nabiera wymiaru uniwersalnego. Zapowiada on, że Boga czcić będą „wszystkie krańce ziemi” i „wszystkie szczepy pogańskie” (w. 28), ponieważ — jak uzasadnia — „władza królewska [królowanie] należy do Jahwe i On panuje nad narodami” (w. 29).W następnych wierszach (30-31) do królestwa Jahwe zostają włączeni jako Jego czciciele umarli. W licznych tekstach biblijnych znajdujemy przekonanie, że „śpiący w ziemi”, chociaż pozostają w bliżej nieokreślonej łączności z Jahwe, to jednak nie biorą już udziału w oddawaniu Mu chwały (por. Ps 6, 6; 30, 10; 88, 11-13; Iz 38, 18). Tymczasem w świetle wiersza 30a również oni dołączą się do wielbienia Boga. Mamy więc tutaj, podobnie jak u proroka Daniela (12, 2), myśl o zmartwychwstaniu. Kończący Psalm wiersz 31 mówi o przyszłych pokoleniach: wszyscy – żywi i zmarli, przeszłe i przyszłe pokolenia utworzą jedną wielką rodzinę, która będzie wielbić Boga. „Sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi…”. „Zasadniczo pasyjny hymn kończy się paschą” – konkluduje kard. Ravasi.14

Dla chrześcijan podstawowe znaczenie w medytacji tego psalmu ma to, że Psalmem 22 modlił się w chwili egzekucji sam Jezus. Konkretnie, dwaj Ewangeliści – Mateusz i Marek przekazali w swoich Ewangeliach, że ostatnią ziemską modlitwą wiszącego na krzyżu Jezusa Chrystusa był właśnie Psalm 22. Obaj relacjonują, że działo się o to godzinie dziewiątej lub około tej godziny. Wtedy właśnie Jezus zawołał donośnym głosem, według Marka: „Eloi, Eloi, lema sabachthani”, według Mateusza zaś: „Eli, Eli, lema sabachthani?”, to znaczy „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił”? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, uważają, że Skazaniec woła Eliasza. Ktoś wkłada na trzcinę gąbkę i daje Mu pić, żeby przedłużyć agonię, a jednocześnie kpi: „Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć”. Jezus jednak jeszcze raz woła donośnym głosem i oddaje ducha (por. Mk 15, 33-39; Mt 27, 45-54).15

Wszyscy Ewangeliści, każdy na swój sposób, ukazując Mękę Chrystusa, traktują Psalm 22 jak swoisty „podkład malarski” pod swoje „obrazy Pasji16. Oto najbardziej dramatyczna z chwil zapisanych w Ewangeliach: żołdacy sprawnie wykonali swoją robotę. Jezus dogorywa w samotnej agonii, ciemności ogarniają ziemię, nic nie wskazuje, że Bóg jest z Nim. Wielcy tego świata, ich poplecznicy i szydercy zdają się zwyciężać. Uczniowie uciekli, tylko gdzieś w oddali majaczą postacie wiernych kobiet z Galilei. Ukrzyżowany, nagi, pobity, zakrwawiony Jezus, zredukowany do poziomu „robaka”, staje się „pośmiewiskiem dla ludu”, „wzgardzonym”. Aroganckie słowa gapiów, sceny naśmiewania się: „Innych wybawiał, niech Siebie wybawi” przypominają psalmiczne: „Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: «Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje»”. W Mt 27,43 pojawia się wprost powyższy cytat z dodaniem: „Przecież powiedział: <17 Wzgórze Golgoty wypełnia bezbrzeżny smutek, „smutek pełniejszy niż ten w Getsemani – Jezus nie modli się już: <<Abba, Tato mój>>, lecz: <>”. Sam od siebie, sam z siebie – nigdy nie wzywał Boga: „Boże”. Teraz, rozdarty, jak na krucyfiksie Zemły nad warszawskim Grobem Bł. Księdza Jerzego, z „gardłem suchym jak skorupa”, z „językiem przywartym do podniebienia”, „położony w prochu śmierci”, w bólu i poczuciu osamotnienia skarży się jak każdy Izraelita, jak każdy człowiek wierzący, jak sługa: „Boże mój, Boże…”.  

Spośród „siedmiu słów” Jezusa na krzyżu te – szczególnie w wielkopiątkowych czytaniach Męki i w wielkich „pasjach” muzycznych – najbardziej dramatycznie. Może dlatego zarówno w żydowskie, jak i chrześcijańskie próby rozumienia Psalmu 22 pozostają przede wszystkim pod ich wrażeniem. „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił…” jest tak mocne, tak porażające i tak wyraziście oddające wiele ludzkich losów, zwłaszcza los żydowski; tak mocno stawiających pod znakiem zapytania historię życia Jezusa, że niejako nie mogło i nie może być inaczej.18

W teologii współczesnej podkreśla się, że Jezus modlił się prawdopodobnie całym tym Psalmem. Jak podkreśla kard. Walter Kasper, „według ówczesnej metody cytowania cytat początkowego wersetu Psalmu był równoznaczny z przytoczeniem całego Psalmu. Psalm ten jest lamentacją, która w drugiej części przechodzi w pieśń dziękczynną. Cierpienie pobożnych traktowano jako opuszczenie przez Boga; lecz w cierpieniu i śmierci doświadcza człowiek pobożny, że Bóg od samego początku jest Panem i że uratuje go do nowego życia”19 Zdaniem Ojca Świętego Benedykta XVI, „cała Męka została w tym psalmie uprzednio już jakby opisana. W wypowiedzianych przez Jezusa początkowych słowach Psalmu jest w gruncie rzeczy obecna już całość tej wspaniałej modlitwy – także pewność wysłuchania, które nastąpi w zmartwychwstaniu, pewność powstania <> i nasycenia ubogich (zob. w. 25nn). To wołanie w krańcowej potrzebie jest jednocześnie pewnością Boskiej odpowiedzi, pewnością zbawienia – nie tylko dla samego Jezusa, lecz dla <>”.20

Bł. Jan Paweł II, którego także pod koniec życia zdawał się frapować problem postawy i świadomości Jezusa Chrystusa w godzinach Męki, przedstawił niemal mistyczną odpowiedź na ten problem w Liście apostolskim „Novo millennio ineunte”  (2001).  W Getsemani i na Golgocie – pisał tam Papież – ludzka świadomość Jezusa zostanie poddana najtrudniejszej próbie. Ale nawet dramat męki i śmierci – kontynuuje – „nie zdołał podważyć Jego niewzruszonej pewności, że jest Synem Ojca niebieskiego” (24). W Ogrójcu Jezus prosi o oddalenie kielicha cierpienia. „Jak się jednak wydaje [ – warto zwrócić uwagę na to niezwykłe stwierdzenia Papieża – ] Ojciec nie chce wysłuchać prośby Syna” (25). Syn musi obarczyć się nawet „obliczem grzechu”; musi zawołać: Eloi, Eloi, lema sabachtani. W tym miejscu Jan Paweł II przypomina, że słowa te są pierwszymi słowami Psalmu 22, który określa mianem „wielkiej modlitwy ufności”. Zdaniem Papieża, „wydany w ręce ludzi” Jezus, wydobywając z mroku swego bólu Psalm 22, oddaje się całkowicie „w ręce Ojca”21, a Jego cierpienie jest przede wszystkim spowodowane jasnym widzeniem grzechów, które ranią Boga, Jego Ojca. „Czyż można sobie wyobrazić większą udrękę i ciemność bardziej mroczną? W rzeczywistości owo bolesne «dlaczego?» skierowane do Ojca i wypowiedziane pierwszymi słowami Psalmu 22, choć oddaje w pełni rzeczywistość nieopisanego bólu, zostaje rozjaśnione przez sens całej tej modlitwy, w której Psalmista wyraża w przejmującym splocie uczuć jednocześnie boleść i ufność” (25).

Papież nie odsuwa jednak na bok pewnego realizmu tej sceny – realizmu kenozy: opuszczenia (choćby pisanego w cudzysłowie) przez Boga, ogołocenia z boskości,. Pisze bowiem: „W chwili, gdy utożsamia się z naszym grzechem, «opuszczony» przez Ojca, Jezus «opuszcza» samego siebie, oddając się w ręce Ojca. Jego oczy pozostają utkwione w Ojcu. Właśnie ze względu na tylko Jemu dostępne poznanie i doświadczenie Boga nawet w tej chwili ciemności Jezus dostrzega wyraźnie cały ciężar grzechu i cierpi z jego powodu. Tylko On, który widzi Ojca i w pełni się Nim raduje, rozumie do końca, co znaczy sprzeciwiać się Jego miłości przez grzech. Jego męka jest przede wszystkim straszliwą udręką duchową, dotkliwszą nawet niż cierpienie cielesne” (26). Podobny motyw znajduje się u André Frossarda w ostatniej jego książce – „Niedokończona Ewangelia”, pisanej już na łożu śmierci: w chwili, w której Jezus „wyzbył się swojego bóstwa”, „kiedy niejako Bóg opuścił Boga”, dotknął całego dramatu człowieczeństwa, wtedy dokonało się Odkupienie.22

Kontynuując swoją myśl, Jan Paweł II podkreśla, że zrozumieniu tajemnicy fizycznych, ale także duchowych cierpień Jezusa na krzyżu może nam pomóc „teologia życia świętych” (27). W „Dialogu o Bożej Opatrzności – przypomina – Bóg Ojciec „ukazuje Katarzynie ze Sienyże w świętych duszach może być jednocześnie obecna radość i cierpienie: «Dusza zatem pozostaje szczęśliwa i bolejąca: bolejąca z powodu grzechów bliźniego, szczęśliwa dzięki zjednoczeniu i serdecznej miłości, jaką sama otrzymała. Święci naśladują niepokalanego Baranka, mego Jednorodzonego Syna, który wisząc na krzyżu był szczęśliwy i cierpiący»”. W podobny sposób – kontynuuje Papież – „Teresa z Lisieux przeżywa swoją agonię w zjednoczeniu z konaniem Jezusa, doświadczając w sobie samej tegoż właśnie paradoksu Jezusa jednocześnie szczęśliwego i udręczonego: «Pan nasz w Ogrójcu zaznawał wszelkich radości Trójcy, ale Jego konanie nie było przez to mniej okrutne. Jest to tajemnica, ale zapewniam, że rozumiem ją po trochu dzięki temu, czego sama doświadczam». To świadectwo wiele wyjaśnia! – niemal wykrzykuje Ojciec Święty. Sama zresztą relacja ewangelistów – kontynuuje – stwarza podstawę do takiego rozumienia przez Kościół świadomości Chrystusa, kiedy przypomina, że choć Jezus umierał pogrążony w otchłani cierpienia, modlił się jeszcze o przebaczenie dla swoich oprawców (por. Łk 23, 34) i w ostatniej chwili zwracał się do Ojca ze słowami synowskiego zawierzenia: «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego» (Łk 23, 46)”.

MEDITATIO
Do owej „teologii życia świętych” należy dopisać imię św. Teresy Benedykty od Krzyża. Jest faktem powszechnie znanym, że Krzyż Chrystusowy rozświetlał całe życie Edyty Stein od chwili jej nawrócenia. Gdy padł na froncie I wojny światowej przyjaciel Edyty Adolf Reinach, jego żona poprosiła filozofkę o uporządkowanie spuścizny po mężu. Edyta, niewierząca wtedy, bała się spotkania z młodą wdową. Nie wiedziała, jak mogłaby ją pocieszyć. Tymczasem spotkała kobietę pełną pokoju i pogody – Reinachowie niedawno przedtem przyjęli chrzest w Kościele ewangelickim. „Było to moje pierwsze spotkanie z krzyżem i Bożą mocą, jakiej udziela on tym, którzy go niosą – wyznaje później. […] W tym momencie załamała się moja niewiara i ukazał się Chrystus w tajemnicy krzyża”.

Zanim dr Edyta Stein roku Jubileuszu Odkupienia 1933 wstąpi do karmelu w Kolonii, napisze: „Istnieje powołanie do cierpienia z Chrystusem i przez nie do współdziałania w Jego zbawczym dziele”. W przeddzień pierwszego piątku marca tego roku, w drodze do Beuron, słucha w Kolonii nauki pewnego księdza. „Mówił pięknie i wzruszająco – będzie potem wspominać – ale głębiej niż jego słowa zajęło mnie co innego. Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż to Jego Krzyż zostaje teraz włożony na naród żydowski. Ogół tego nie rozumie, ale ci, co rozumieją, ci muszą w imieniu wszystkich z gotowością wziąć go na siebie. Chcę to uczynić, niech mi tylko wskaże jak. Gdy nabożeństwo się skończyło, miałam wewnętrzną pewność, że zostałam wysłuchana. Ale na czym ma polegać to dźwiganie krzyża, jeszcze nie wiedziałam”.23 Ta myśl będzie jej towarzyszyć do końca.

30 kwietnia, w niedzielę Dobrego Pasterza, Edith Stein idzie do św. Ludgeri w Münster, jej parafialnego kościoła. Modliła się tam, tak przynajmniej uważają monastyrczycy, przed krucyfiksem, który po nalotach brytyjskich 1944 roku zostanie znaleziony bez rąk Ukrzyżowanego i tak właśnie zawieszony na nowo z napisem, który stanie się słynny: „ICH HABE KEINE ANDEREN HAENDE ALS DIE EUEREN“ – „Nie mam innych rąk – tylko twoje”. „Późnym popołudniem poszłam tam – zapisała pani docent Marianum – i powiedziałam sobie: nie odejdę stąd, dopóki jasno nie poznam, czy teraz mogę wstąpić do karmelu. Gdy udzielano ostatniego błogosławieństwa, miałam już zgodę Dobrego Pasterza“.

Wstępując 15 kwietnia 1934 roku do karmelu w Kolonii przyjmie imię Teresy Benedykty od Krzyża OCD. „Muszę Matce powiedzieć – wyznaje w liście do Petry Brüning – że moje imię zakonne wniosłam już do postulatu. Otrzymałam dokładnie takie, o jakie prosiłam. Pod krzyżem zrozumiałam przeznaczenie ludu Bożego, które wówczas zaczęło się zapowiadać. Uważam, że ci którzy rozumieją, iż to jest Krzyż Chrystusowy, w imię reszty winni go wziąć na siebie. Dziś wiem o wiele lepiej, co znaczy być poślubioną Bogu w znaku Krzyża. Jednakże w całej pełni nie zgłębi się tego nigdy, gdyż jest to tajemnica.” 24 To „a Cruce” z jej imienia bł. Jan Paweł II w swojej homilii beatyfikacyjnej przełoży jako: „pobłogosławiona przez Krzyż” (Kolonia, 1987). „Jako <> – mówił wtedy – chciała nieść swój krzyż wraz z krzyżem Chrystusa za zbawienie jej narodu, jej Kościoła, całego świata”.

Jak głęboko przeżywała to niesienie krzyża, możemy tylko domyślać się, analizując jej ostatnie, nieukończone, dzieło „Wiedza krzyża” („Kreuzwissenschaft”). Porywa nas oboje prostota tej ksiązki, nie ma w niej nic niezrozumiałego, nic nudnego – jest potężny zapis praktyki krzyża. I to tutaj znajduje się najdłuższa i chyba najpełniejsza refleksja Siostry Teresy Benedykty nad Psalmem 22.

Zanim tę sprawę podejmiemy, zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz, pozornie  tylko podrzędnej natury. Dla Siostry Teresy Benedykty Psalmy nie były tylko, nie były przede wszystkim przedmiotem analiz egzegetycznych czy filozoficznych. Każda autentyczna karmelitanka żyje, oddycha Psalmami, włącza przez nie całą naturę w wychwalanie Boga. Oto jeszcze jeden z zapisków s. Lucyny, żyjącej przecież w miejscu, w którym być może młody Dawid wyśpiewywał swoje pierwsze Psalmy: „Wiosną tego roku, jak nigdy dotąd, dwie synogarlice uwiły sobie gniazdo w środkowym oknie naszego chóru [chór – to miejsce modlitwy w klasztorze]. Zainstalowały się więc w cieniu wielkiego sumaka, na którym często siadają rozmaite ptaki, zwłaszcza kiedy śpiewamy oficjum brewiarzowe. Tutaj w Betlejem na Wzgórzu Dawida nie recytujemy Psalmów, jak to czyniłyśmy w Polsce, ale wszystkie Psalmy śpiewamy i ptaki nam niekiedy wtórują. Kiedy modlimy się w ciszy, one też są cicho, ale kiedy zaczynamy śpiewać, włączają się w chwałę Bożą. Najczęściej są to te nowe gruchające synogarlice, często też hałaśliwe stadko wróbli… Najbardziej lubię, kiedy w nasz chór włączają się kosy. Te piękne ptaki odgrywają właściwie operową serenadę. Być może dziękują nam za obfitość owoców drzewek, które kilka lat temu posadziłyśmy, a które tego roku obficie wydały plon: morele, brzoskwinie, rozmaitego koloru i gatunku śliwy, jabłonie… Bo pomarańcz, cytryn, grejpfrutów, mandarynek, których też trochę mamy i które owocują od grudnia… ptaki nie ruszają, wiadomo” („Gniazdo synogarlic”)…

Podobnie pisała o Liturgii Godzin Siostra Teresa Benedykta: „Ranne laudesy wzywają całe stworzenie, by się łączyło w uwielbieniu Pana. Góry, pagórki, rzeki i strumienie, morza, lądy i wszystko, co je zamieszkuje; chmury i wiatry, deszcz i śnieg, wszystkie narody ziemi, nawet mieszkańcy nieba, aniołowie i święci, wszystkie stany i pokolenia ludzkie nie tylko poprzez człowieka, lecz osobiście mają wziąć udział w wielkiej Eucharystii stworzenia – albo lepiej – my właśnie, przez naszą liturgię winniśmy się łączyć z ich wiecznymi laudesami. My, to nie znaczy zakonnicy jedynie, którzy ex professo uwielbiają Boga, lecz cały lud chrześcijański, wypełniający kościoły i biorący czynny i radosny  udział w służbie Bożej w zrozumiałej dla siebie liturgii ludowej, z całą świadomością swego powołania do oddawania czci Bogu”.25 Edyta Stein miała chyba szczególną świadomość, ze odmawia Psalmy jako pieśni swego ludu; że łączy się przez nie z Dawidem, Jezusem, Maryją, Józefem, Piotrem, tak często cytującym je w swoich mowach, których konspekty przechowane są w Dziejach Apostolskich. Psalm 22 powracał w „Breviarium Romano-Carmelitanum ad usum Carmelitarum discalceatorum”, z którego z pewnością modliła się, w piątkowej prymie, a potem szczególnie w Wielkim Tygodniu: „Deus, Deus meus, réspice in me: quare me dereliquisti? * longe a salúte mea verba delictórum meorum”.

Wiemy też, że zdążyła zabrać ze sobą Brewiarz w ostatnią drogę…

I druga, krótka tym razem, myśl. Edyta Stein słusznie stała się dla nas uosobieniem sztuki łączenia filozofii i wiary, dziedzictwa żydowskiego i miłości do Chrystusa w Kościele. Ale może warto, żebyśmy nie stracili przy tym z oczu jej wizerunku mistrzyni duchowości karmelitańskiej, nauczycielki prawdziwego chrześcijańskiego życia duchowego, w którym kategoria kenozy, umierania dla Chrystusa i braci jest być kategorią centralną.

Mając to wszystko przed oczyma, wróćmy do „Wiedzy krzyża”. Chodzi o część II tego dzieła, rozdział B) „Duch i wiara. Śmierć i Zmartwychwstanie (Noc ducha)”, punkt 1. „Ogołocenie władz duchowych w nocy czynnej”. Zostawmy jednak trudne podziały i słownictwo. Mówiąc najprościej, Siostra Teresa Benedykta podejmuje w tym fragmencie zagadnienie relacji wiary, rozumu i zmysłów w przyjęciu w wierze Tego, który jest całkiem inny od wszystkiego, co poznajemy w tym świecie. Benedykt XVI zmaga się nieustannie o to, żeby pokazywać naszemu światu, jak wiara uzupełnia, pogłębia, oczyszcza poznanie rozumu. Siostra Teresa Benedykta czyni właściwie coś podobnego, cytując wraz z Janem od Krzyża zdanie proroka Izajasza: „Si non credideritis, non intelligetis – Jeśli nie uwierzycie, nie zrozumiecie”; ucząc, że wiara potrzebuje światła rozumu, ale także prosi go, aby zechciał zamilknąć i wniknąć, „wsłuchać się” w jej światło. „Światło wiary przez swój nadmiar pochłania i przemaga światło naszego rozumu, które samo z siebie dąży tylko do poznania naturalnego”26 – powie św. Jan od Krzyża. Z czego wynika – doda Siostra Teresa Benedykta – że wiara jest ciemną nocą, ale także drogą, po której wędruje człowiek dążący prawdziwie, do końca naśladując Jezusa, do zjednoczenia z Bogiem, do stopienia w jedno swojej woli z wolą Boga.27 Żeby swobodnie nią iść, człowiek taki nie może opierać się na żadnej rzeczy, którą rozumie, kosztuje, czuje czy sobie wyobraża; musi jak ślepiec wspierać się na samej tylko ciemności. Zewnętrznie może się to wyrażać w utracie poczucia szczęśliwości z przebywania z Bogiem, w pozostawaniu w oschłości i „uznojeniu”.

Na drodze uważnego i poważnego przyjęcia krzyża w duszy wierzącego dokonuje się ogołocenie: rozumu przez wiarę, pamięci przez nadzieję i woli przez miłość. Wobec wiary, jak powiedzieliśmy, ustają wszelkie władze naturalne. Prawdziwa nadzieja uczy się spodziewać wszystkiego od Boga, a niczego od siebie samych i od innych stworzeń. Miłość każe kochać Boga ponad wszystko.28 „Kiedy dusza odrzuci wszystko, co nie zgadza się z wolą Bożą, wówczas zostaje przekształcona w Boga przez miłość”.29  To właśnie oznacza – zdaniem Siostry Teresy Benedykty od Krzyża – Chrystusowe „stracić swą duszę”, pić z Nim kielich (Mt 20,22), brać na siebie Jego słodkie jarzmo i lekkie brzemię (Mt 11, 30).Brzemieniem tym – komentuje Święta – jest krzyż Chrystusa. Tylko w tak rozumianym ogołoceniu, kenosis człowiek będzie ciągle postępować naprzód. Jeśliby jednak będzie chciał cokolwiek mieć dla siebie, czy to od Boga, czy od stworzeń, nie będzie już ogołocony na wzór swego Mistrza, nie będzie obumierał jak pszeniczne ziarno, nie będzie w nim zaparcia się we wszystkim.30 W tym kontekście Siostra Benedykta jeszcze raz dodaje: Chrystus jest naszą drogą. Wszystko polega na tym, aby zrozumieć, jak iść za Jego przykładem. I tu następuje w „Wiedzy krzyża” długi cytat ze św. Jana od Krzyża; cytat, w którym główną rolę odgrywa drugi werset naszego Psalmu:
„Po pierwsze, jest pewne, że Chrystus co do zmysłów obumarł duchowo w swym życiu, a naturalnie w swej śmierci. Sam bowiem powiedział, że w życiu nie miał, gdzie by głowę skłonił (Mt 8, 20)… Po drugie, w chwili śmierci był w swym najgłębszym wnętrzu całkowicie opuszczony, ba, był jak unicestwiony, ponieważ Ojciec pozostawił Go bez wszelkiej pociechy i bez wszelkiej ulgi, zatem w tak skrajnej oschłości.. Dlatego musiał zawołać na krzyżu: Boże mój. Boże mój, czemuś mnie opuścił?”(Mt 27, 46). Zapewne  było to największe opuszczenie, jakie musiał zmysłami wytrzymać w swym życiu. Ale też wtedy dokonał dzieła większego niż wszystkie znaki i cuda, które zdziałał: pojednał i połączył przez łaskę rodzaj ludzki z Bogiem. A stało się to w chwili, gdy nasz Pan wyniszczony był we wszystkim. Opuścili Go ludzie, bo w chwili śmierci zamiast uszanowania, naigrawali się z Niego. Opuszczały Go siły przyrodzone, dla których śmierć była ostatecznym wyniszczeniem. Opuścił Go i Ojciec, pozostawiając bez pociechy i pomocy. I w tym opuszczeniu, zupełnie ogołocony i równocześnie wyniszczony, starty na proch, odkupił winę i pojednał ludzi z Bogiem”.

Czy to wszystko? Nie, nie wszystko… Proszę pozwolić nam zamknąć tę medytację dwoma jeszcze kartkami z naszych notatników. To będą nasze krótkie Oratio i Actio. Dość paradoksalnie myśli do oratio poda ksiądz, karmelitanka zaś pochyli się nad actio

ORATIO
Ksiądz Henryk:
„Co roku 9 sierpnia, w rocznicę męczeńskiej śmierci św. Teresy Benedykty od Krzyża, karmelitanki bosej, jestem razem naszą Mamą w Oświęcimiu. Jest to nasz znak łączności z karmelem betlejemskim, z tamtejszymi siostrami, z Lucyną. Ona także stara się w tym dniu być z nami. 9 sierpnia, późnym popołudniem, ks. Manfred Deselaers, niemiecki ksiądz, animuje modlitwę na terenie obozu Auschwitz Birkenau, przy ruinach komór gazowych. Modlitwę tę, której zwykle przewodniczy jeden z księży biskupów, rozpoczyna czytanie Psalmu 22 – po polsku, a czasem także po hebrajsku. Jest zwykle piękne, polskie lato. Ruiny krematorium, pomnik, tablice… W pobliżu sosnowy las, gęsto poprzetykany dorodnymi brzozami. To właśnie przez ten las były gnane do komory gazowej, rozebrane do naga, siostry Teresa Benedykta i Róża. Jedna – subtelna filozofka, druga – praktyczna, mądra kobieta, obie Żydówki i katoliczki. Ksiądz Manfred, podczas pierwszej drogi krzyżowej, zatytułowanej „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”, którą tam z nim odbywałem, zwrócił naszą uwagę na powiększoną fotografię, zrobioną potajemnie przez jednego z więźniów – kilka sylwetek nagich kobiet gnanych do komory. Ciągle mam przed oczyma to zdjęcie i nie mogę pozbyć się wrażenia, że widzę na nim Świętą Teresę Benedykta od Krzyża, Męczennicę i Współpatronkę Europy, w ostatniej chwili jej ziemskiego życia. I nie mogę nie myśleć o upokorzeniu, wstydzie i ludzkim, tak, ludzkim strachu. „Eloi, Eloi, lema sabachthani…”.  W pobliżu malownicza, porządnie wykoszona łączka, na której rozsypywano prochy zagazowanych… Potem, ponoć także tu, przekopywana przez cmentarne hieny…
Od kilku lat, na znak dawany mi przez ks. Manfreda, czytaniem Psalmu 22 rozpoczynam nasze oświęcimskie nabożeństwo. Staram się w tej chwili modlić razem z Tobą, Święta Męczennico:

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Jestem wygnana, wzgardzona przez naród
wśród którego dorastałem, którego kulturę podziwiałam
Szydzą dziś z nas wszystkie gazety
Palą moje książki
Palą synagogi
Tłuką witryny sklepowe
Zimne twarze rasy panów
Widzą w nas robaki, pasożyty
Zamykają w obozach
Zamieniają w numery
Otaczają kolczastym drutem pod napięciem
Oddzielają matki od dzieci mężów od żon
Jak pod rentgenem można zliczyć wszystkie moje kości
W dzień wrzaski ujadanie psów
Nocą blade światła reflektorów
Ponury stukot kół niekończących się wagonów
Koniec drogi ostatnia stacja
Schneller Scheller
Raus Schneller
Rosa Edith
Ester Judith
Ausziehen
Rosa, za nasz lud
Edith

Będę mówić o Tobie moim braciom
Będę Cię wielbić w wielkim zgromadzeniu całego Izraela
Znów zabrzmią Psalmy
Ubodzy będą jedli do syta Twój Chleb
Prawdziwą mannę, Komunię z Tobą   
Pokarm nowego ludu, który się rodzi”.

ACTIO
Siostra Lucyna:
„Ks. Manfred kończy swój tekst pt. <> wstrząsającym świadectwem dotyczące jednego z ostatnich spotkań z Edytą Stein, w jej drodze do Auschwitz. Niejaki pan Wielek, który zetknął się z dr Edytą Stein w obozie w Westerbork, napisał, że Edyta prosiła go wtedy, aby sporządził list: <<Proszę napisać do Echt, żeby przysłano nam różańce>>. Do dziś pamiętam – podkreśla Wielek –  jak osobliwa wydała mi się ta sytuacja: żydowska rada z żydowskiego obozu w Westerbork zwraca się do klasztoru w Echt z taką prośbą. Rozmawiałem o tym z Teresą Benedyktą, i ona powiedziała wtedy: <<Świat składa się z przeciwieństw. Czasem dobrze jest, że one są. Niwelowanie różnic może oznaczać zafałszowanie, a to nie jest dobrze. Z tych wszystkich kontrastów i tak nic nie pozostaniePozostanie tylko wielka miłość. Jak mogłoby być inaczej…>>”.31 Proszę na pamiątkę tego pragnienia Świętej Teresy Benedykty od Krzyża, w rocznicę jej męczeńskiej śmierci, przyjąć prosty różaniec z Ziemi Świętej”…

  • 1 Sr. Maria Lucyna od Krzyża OCD jest Polonistką, uczennica prof. Stefana Sawickiego, u którego napisała pracę magisterską; później w redakcji Encyklopedii Katolickiej; w 1987 roku wstąpiła do karmelu w Dysie k. Lublina; po profesji wieczystej na fundacji karmelu w Charkowie; w roku 2000, na zaproszenie ówczesnego patriarchy łacińskiego Jerozolimy Michela Sabbaha, z ośmioma innymi siostrami z Dysa, na refundacji karmelu w Betlejem, klasztoru niezwykle znaczącego dla chrześcijan Ziemi Świętej: grota pod przyklasztornym kościołem św. Józefa, to według tradycji miejsce, z którego został wzięty od pasienia owiec na pasterza Izraela Dawid Betlejemita Współzałożycielką tego karmelu, kierującą pracami przy jego budowie, była pochodząca z Abellin k. Nazaretu Arabka Mariam Baouardy (1846-1878), w zakonie: Maria od Jezusa Ukrzyżowanego, arbska mistyczka i stygmatyczka, obdarzona w niezwykły sposób darami Ducha Świętego. Beatyfikowana przez Bł. Jana Pawła II w 1983 roku, jest pierwszą Palestynką, wyniesioną na ołtarze w erze nowożytnej.  Autorzy są rodzeństwem. – Ks. prof. dr Henryk Seweryniak wykłada teologię fundamentalną na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Referent ds duszpasterstwa ekumenicznego diecezji płockiej. Konsultor Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji.
  • 2 Listy z: 4 II 1932 r., 8 II 1932 r. (w liście: wizerunek Mariam) i 6 III 1932 r.; kartki z 4 VI 1932 r., 10 VI 1932 r. i 28 II 1933 r. 
  • 3 Dane te udało się ustalić dzięki korespondencji s. Lucyny z s. Cécile Rastoin OCD z karmelu Mont Martre w Paryżu, specjalistką w zakresie badań nad życiem Edyty Stein, autorką 3 książek o niej. S. Angela była najpierw karmelitanką w Namour (Belgia), ale jako Niemka podczas I wojny światowej musiała powrócić do Niemiec. Dobrze władała językiem francuskim, do dziś będącym językiem karmeli Ziemi Świętej.
  • 4 Święta Teresa Benedykta od Krzyża, Autoportret z listów 1933-1942, Kraków 2003, s. 148. W zbiorze tym jest zapis: „3. Maria [od Jezusa Ukrzyżowanego, zwana Małą Arabką] 0,90 [nie ustalono].  Informację tę można wobec powyższych ustaleń zmienić. Broszurka kosztowała 1 DM, siostry rozprowadzały ją nieco taniej (0,90).  
  • 5 List z 6 III 1932 r., w wyborach zwyciężył Paul von Hindenburg (53,1%), Adolf Hitler przegrał, uzyskując 36,7%.
  • 6 Błędna jest zatem informacja, często podawana w biografiach św. Teresy Benedykty od Krzyża, że była ona mniszką w Karmelu Królowej Pokoju w Kolonii, skoro Karmel ten nosił wtedy nazwę Karmelu Dzieciątka Jezus z Pragi. Siostry wrócą do pierwotnej nazwy – Maryi Królowej Pokoju w 1945 roku. 
  • 7 Tekst ukazał się w jednym z numerów pisma „Carmel” z 1989 r. „Karmel w Echt – pisze s. Teresa Renata w biografii św. Teresy Benedykty – zacho­wał pierwotny niemiecki charakter dzięki dwom wybitnym sios­trom: Otylii od Jezusa i Antonii od Ducha Św., które najczęś­ciej piastowały godność przeoryszy i zastępczyni. Gdy do Echt przybyła siostra Benedykta, przeoryszą była właśnie matka Otylia, zastępczynią matka Antonia. Siostra Benedykta znała już matkę Antonię z okresu przygotowań do jubileuszu w 1937 roku. Była to kobieta o jasnym, dalekowzrocznym spojrzeniu i nieustraszonej sile ducha” (dz. cyt., s. 172).
  • 8 Toulouse 2005, p. 91 – 96 (przekład autorów).
  • 9 Tamże, s. 391-392.
  • 10 S. Teresa Renata od Ducha Świętego, Edyta Stein. Siostra Teresa Benedykta od Krzyża, Filozof i karmelitanka, Editions du dialogue, Paryż 1987, s.169. Po 9/10  listopada 1938 r. („noc kryształowa”) Żydzi niemieccy mają zakaz wyjazdu do Palestyny. W 1941 r. w Liście 723 Siostra Teresa Benedykta zauważa: „Inny kraj [poza Szwajcarią] praktycznie nie wchodzi w grę” (Autoportret…, dz. cyt., s. 747). 
  • 11 „Si jamais je puis vous demander aussi de vérifier auprès des autres carmels de Terre Sainte s’ils ont des lettres venant de Cologne de cette époque. C’est très intéressant car on ne sait pas vraiment pour l’instant si le transfert d’Edith Stein dans un carmel de Terre Sainte a été vraiment envisagé au point d’écrire…” – pisze s. Cécile OCD do s. Lucyny.
  • 12 Opracowano częściowo na podstawie: Kard. G. Ravasi, Psalmy, cz. 2, s. 9-61 oraz wykładu ks. J. Kwiatkowskiego „Psalmy i pieśni Liturgii Godzin”.
  • 13 Zob. punkt w książce kard. Ravasiego „Psalm 22 w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej” (s. 15-18, tu również obszerna bibliografia). Nie sposób przedstawiać wszystkich żydowskich interpretacji poszczególnych wersetów Psalmu 22, zwłaszcza wersetu: „Boże mój, Boże mój”, w historii. Odwołamy się tylko do jednej – interpretacji myśliciela żydowskiego Kalmana Szapiry, znanego jako Rabin z Piaseczna. Na początku swoich kazań okupacyjnych rabin – jak podkreśla Witold Mędykowski – ujmuje cierpienie w tradycyjny sposób: przynosi ono odpuszczenie grzechów, oczyszcza i uświęca człowieka. To nie grzech jest przyczyną cierpień tylu Żydów, w tym także niewinnych dzieci i licznych sprawiedliwych. Zagłada jest atakiem na samego Boga, z którym cierpią synowie i córki Izraela. Kiedy jednak cierpi człowiek, wraz z nim cierpi i Bóg. Szczególnym rodzajem cierpienia, kiedy człowiek i  Bóg cierpią razem, jest Kidusz ha-Szem – cierpienie i śmierć ponoszone za wiarę w Boga. Gdy Żyd cierpi – głosił Szapira w kazaniu z 14 II 1942 roku – Bóg cierpi znaczenie głębiej niż on sam. Cierpienie Boga nie wchodzi jednak w świat. „Nie przystoi bowiem królowi płakać w obecności swych poddanych”. Jego cierpienie jest poniekąd nieskończone – tak wielkie, że świat nie potrafi go dostrzec – i skutkiem tego nie może wejść w świat, więc świat od niego nie zadrży. Przekracza też możliwości naszego umysłu. Tylko Tora, zawierająca najwznioślejsze i najbardziej tajemne Światło, może objawić udrękę Boga. W tym kontekście rabin pyta: „Czy jest możliwe, aby taki właśnie był sens wersetu <> (Ps 22, 2) ? My oczywiście wierzymy, że Ty nas ocalisz, że nie porzuciłeś nas całkowicie, Boże zachowaj. Ale mówiąc, że czujemy się <>, mamy na myśli to, że tak daleko jest nasze ocale­nie, a tymczasem cierpienia trwają ciągle, bezustannie. Psalm w dal­szym ciągu mówi: <>. […] Kadosz (Święty) wyraża oddzielenie i osobność […]. Otóż taki właśnie jest sens Boskiej świętości (Kedusza) – że jest On oddzielony i różny od wszystkich światów. Werset znaczy więc: <>. Lecz prawdą jest to, że <>. Można Cię odnaleźć w Torze i w modlitwach Żydów, nazywanych <>. Jakże jednak możesz znosić upokarzanie Tory i cierpienia ludu żydowskiego, który poddawany jest mękom tylko dlatego, że przestrzega Tory? Stąd też naszym, Żydów, obowiązkiem jest pojmować Torę, w której przebywa Święty Błogosławiony. Wchodząc w Torę, ucząc się jej i przestrzegając jej nakazów, naprawdę wkraczamy w obec­ność Boga. Później objawi się Jego płacz i Jego głos, jak gdyby opła­kujący nasze cierpienia, wszelkie zaś zło po prostu rozpłynie się jak dym. Co prawda, w okresach cierpień bardzo trudno jest studiować, a są też Żydzi, którzy uważają, że trudno jest przestrzegać pewnych nakazów. Jednakże Żydzi przez wieki nabrali wprawy w cierpieniu i nigdy nie osłabli w pilności, z jaką przestrzegali Tory i jej przyka­zań. Mówiąc ogólnie, otrzymaliśmy Torę nie po to, by jej przestrze­gać, kiedy wszystko idzie nam dobrze, i by od niej odchodzić, gdy -Boże uchowaj! – sprawy układają się źle, Boże uchowaj. Bóg zawsze jest naszym Bogiem i zawsze będziemy się uczyć Jego Tory oraz wy­pełniać Jego nakazy”. Wydaje się – głosi Szapira w kazaniu z 14 III 1942 roku – że człowiek ma dwa rodzaje wiary. Gdy czuje się silny, a zwłaszcza radosny, wiara jest odczuciem pewności. Jeśli jed­nak człowiek jest przybity albo, co nie daj Bóg, ostatecznie załama­ny, może mieć wiarę, której nawet nie doświadcza. Jest tak dlatego, że wiara to poniekąd przejaw ducha prorockiego, a warunkiem wstęp­nym proroctwa jest głęboka simcha (radość). Samo to, że człowiek nie czuje własnej wiary, nie znaczy jednak, iżby – Boże uchowaj! – nie wierzył. Jest wierzący, nawet jeśli w danej chwili nie ma przystę­pu do własnej wiary. Jeśli spojrzymy na ludzkie ciało, widzimy, że jego absolutnie naj­ważniejsze funkcje życiowe nie zależą od świadomej woli człowieka. […] Wie, że ma płuca, bo widzi, że oddycha – wdycha i wydycha, podobnie jak może być świadom czyichś płuc, skoro sły­szy, jak ktoś oddycha. Serce przebija się do jego świadomości dopie­ro wtedy, gdy zaczyna bić mocniej. […] [Podobnie „wszystkie funkcje duchowe absolutnie konieczne do trwania duszy w ciele człowieka – jak wrodzona u każdego Żyda miłość do Boga i swoich bliźnich i jak wiara [….] są niezależne od świadomości człowieka i poza jego kontrolą”. Udręka i zgryzota, jakie człowiek przeżywa w samotności, mogą go załamać: „Jestem przygnębiony! Tyle się napłakałem, całe moje życie ugina się pod ciężarem opuszczenia i zniechęcenia. Tak – odpowiada rabin Szapiro – udręka i zgryzota mogą Cię złamać. Ale wspólny płacz z Bogiem daje Ci siłę. Płaczesz i nabierasz sił. Możesz być nieświadomym esencjalnej wiary, świętości, miłości do Boga i bliźniego. Masz kochać tę część samego siebie, która jest Bogiem. Nie odczuwasz ich tylko dlatego, że ich nie praktykując, nie dodajesz nic do odziedziczonej wiary, świętości, miłości do Boga i bliźniego” (K. Szapira, Święty ogień. Tora z lat 1939-1942, lat szału, Wstęp: W. Mędykowski; przekład: I. Kania; „Znak” 611/2006, ss. 58-110; stąd też wszystkie cytaty w tym przypisie).
  • 14 Kard. G. Ravasi, dz. cyt., s. 60-61.
  • 15 Nie wchodząc w zbędne szczegóły egzegetyczne, zaznaczmy, że  przekazanie skargi Eloi, Eloi, lema sabachthani?(Mk) Eli, Eli, lema sabachthani?(Mt) jako ostatnich słów ziemskiego Pana za pomocą dwu różniących się wersji aramejskiego dialektu ma wszelkie znamiona autentyczności. Wiarygodność wydarzenia potwierdza sam fakt takiej modlitwy –  nie wymyślano by przecież i nie wkładano by w usta Jezusa słów tak bardzo kłopotliwych, jak skarga, wyrażająca ból z powodu opuszczenia przez Boga. Zdaniem niektórych biblistów i innych teologów, dlatego właśnie nie występują one u Łukasza i Jana, dbających o przedstawienie Jezusa i Jego uczniów w Boskim świetle. Zob. np. kard. W. Kasper, Jezus Chrystus,  Warszawa 1983, s. 118.
  • 16 G. Ravasi, dz. cyt., s. 25n; por. W. Kasper, dz. cyt., s. 118.
  • 17 Motyw ten występuje u Mt, Łk i J, brak go natomiast u Mk. Synoptycy opisują sam fakt, ale nie interpretują go w świetle Psalmu. Dokonuje tego J. Nie ma natomiast w żadnej z Ewangelii najbardziej narzucającego się na widok Ukrzyżowanego Jezusa motywu: „Przebodli ręce i nogi moje” z w. 17b, prawdopodobnie dlatego, że nie występuje on wyraźnie w tekście hebrajskim. 
  • 18 Józef Majewski przypomina jedną z najskrajniejszych interpretacji: wszyscy zrozpaczeni tego świata, przeczuwając obecność podobnej rozpaczy w sercu Jezusa, powiedzą: „Jeżeli Bóg opuścił swojego Syna, to jaką gwarancję mają inni cierpiący, że Bóg jest z nimi w udrękach? […] Czyż w takim świetle mają jakikolwiek sens słowa o Bogu <>, <> z ludźmi, Bogu miłosiernej miłości i matczynego miłosierdzia?”. J. Majewski, Miłość ukrzyżowana, Warszawa 1998, s. 86.  Rudolf Bultmann w związku z okrzykiem Jezusa zdobył się na taką oto refleksję: „nie możemy wiedzieć, czy albo w jaki sposób Jezus znalazł w [swoim losie na krzyżu] jakiś sens. Nie można ukrywać przed sobą możliwości, że się załamał”. Za: Joseph Ratzinger / Benedykt XVI, dz. cyt., s. 228.
  • 19 Tamże.
  • 20 J. Ratzinger / Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, cz. 2, Kraków 2011, s. 229.
  • 21 Śląski biblista Joachim Gnilka powie to samo innym językiem, jeszcze bardziej intymnym: „Agonia człowieka jest zawsze jego całkowicie osobistym i dlatego w gruncie rzeczy nieprzekazywalnym doświadczeniem. Odnosi się to także do Jezusa. Chcemy przyjmować, że umarł On w swoim Abba, którego woli posłusznie się oddał” (Jezus z Nazaretu, Kraków 1997, s. 373).
  • 22 Zob. André Frossard, Niedokończona Ewangelia, Kielce 1996, s. 51-101.
  • 23 S. Teresa Renata od Ducha Świętego, dz. cyt., s. 108.
  • 24 List 580 Do Petry Brüning, Kolonia 09. XII. 1938 r.,  w: Święta Teresa Benedykta od Krzyża. Edyta Stein, Autoportret z listów (1933-1942),  dz. cyt.,  s.471.
  • 25 Modlitwa Kościoła w: Edyta Stein, Święta Teresa Benedykta od Krzyża. Autoportret Edyty Stein w jej twórczości. Z niemieckiego przełożyła S.Immakulata J.Adamska, Poznań  1999, s. 30- 31,
  • 26 Jan od Krzyża, Droga II, 3, 2.
  • 27 E. Stein, Wiedza Krzyża, Kraków 1999, s. s. 73.
  • 28  Tamże,  s. 76.
  • 29 Tamże, s. 75.
  • 30 Tamże, s. 77.
  • 31 Edith Stein Werke [Dzieła Edyty Stein] I-XVII, Herder: Freiburg, 1950-1994, s. 177 (tłum.: M. Deselaers).