Ks. Łukasz Kamykowski
Chrześcijańska Europa z ruinami krematoriów Auschwitz
Trzy punkty widzenia: Żydzi, Niemcy, Polacy
Mówiąc o religii w Europie dzisiaj z chrześcijańskiego punktu widzenia, nie sposób pominąć faktu, który w nas – chrześcijanach budzi spontaniczne zdziwienie. Oto wspominanie pewnych oczywistości, dotyczących historii i stanu aktualnego Europy w perspektywie jej przyszłości natrafia na gwałtowny sprzeciw pewnych wpływowych środowisk. Taki sprzeciw budzą nie tylko „chrześcijańskie wartości” jako fundament budowania wspólnej Europy dziś, ale nawet odwoływanie się do jej „chrześcijańskich korzeni”.
Zaproponowany temat referatu dotyka problematyki, która – jak sądzę – może wnieść trochę światła w zrozumienie tego sprzeciwu i pomóc rozumieć się lepiej nawzajem w tym, czym jest dla nas religijny wymiar Europy dziś i na przyszłość. Chciałbym poszerzyć naszą dyskusję nad tym wymiarem o ważny aspekt, którego symbolem są ruiny Auschwitz: zgorszenie Europą o chrześcijańskich korzeniach.
Od razu trzeba zrobić parę zastrzeżeń, aby nie spodziewać się po tym wystąpieniu zbyt wiele. To, co chcę przedstawić, stanowi pewną hipotezę roboczą, na pewno nie dostatecznie udokumentowaną, ale powstałą w oparciu o doświadczenie rzeczywistych rozmów w wymienionym przez tytuł „trójkącie” dialogu, w których uczestniczyłem bezpośrednio, lub które znam z relacji bezpośrednich uczestników. Więcej mówią o nich książki: Dialog u progu Auschwitz pod redakcją ks. Manfreda Deselaersa, czy wcześniejsza: Auschwitz. Konflikty i dialog pod redakcją ks. Marka Głowni i Stefana Wilkanowicza1. Oczywiście mówienie o trzech tylko perspektywach i wiązanie ich z trzema nacjami jest wielkim uproszczeniem, nawet przy istotnym założeniu, że chodzi mi w każdym z trzech przypadków tylko o tych, którzy patrzą na historię i współczesność przez pryzmat swej religii. Z założenia bowiem chcę zająć się wymiarem religijnym spojrzenia Żydów, Niemców i Polaków na Europę po Auschwitz – przy czym traktuję wszystkie pięć nazw własnych w tak sformułowanym problemie jako symboliczne słowa – klucze.
Spróbuję najpierw rzucić parę tez o spojrzeniu na Europę po Auschwitz każdej z trzech wymienionych grup, a następnie – wskazać parę myśli o tym, jak łączne uwzględnienie wszystkich trzech perspektyw mogłoby pomóc głębiej rozumieć religijny wymiar Europy i rozsądniej kształtować go w przyszłości.
Perspektywa żydowska
W pewnym sensie najprostsza jest perspektywa żydowska. Auschwitz to Za-głada. Zagłada – to ostatnie słowo do Żydów dawnej Europy, Europy o chrześcijańskich korzeniach, zbudowanej na chrześcijańskim systemie wartości. Auschwitz – z tej perspektywy – jednoznacznie potępia tamtą Europę, jako jej ostateczny owoc. Tamta Europa odrzuciła Żydów i oni ją – chcąc nie chcąc – opuścili w pewien sposób na zawsze, przynajmniej intencjonalnie. Jeśli wracają, to tylko wspominać swo-ich zmarłych, zamordowany świat, którego już nie ma. Ziemia możliwa dla Żydów dziś to (znów oczywiście ogromnie upraszczając) albo Izrael, albo Ameryka. Dwa światy zbudowane na innych zasadach, niż chrześcijańska Europa przeszłości, w której wszystko działo się jakoś w cieniu krzyża oskarżającego Żydów o „bogobójstwo”, a rozgraniczenie Kościoła chrześcijańskiego i państwa zawsze było nieostre. Europa przyszłości, jeśli jeszcze jest dla Żydów możliwa, jeśli jeszcze ewentualnie może być wiarygodna jako pewna wartość, to Europa odcięta od tamtej przeszłości i tamtych korzeni.
Można próbować nieco wycieniować ten obraz, przybliżyć szczegóły, nieco lepiej go zrozumieć. Oczywiście wśród Żydów o korzeniach europejskich (a przecież takich do Zagłady była ogromna większość) istnieje jakaś nostalgia za tamtym światem, który wprawdzie zawsze był religijnie przeżywany jako pobyt na ziemi obcej, w rozproszeniu, ale w którym kształtował się przez wieki kształt ich własnej tradycji i w który włożyli wiele własnej myśli i serca. Jest to świat, który – jako całość – nie jest wspominany całkowicie negatywnie, o czym świadczą stowarzyszenia byłych mieszkańców i potomków byłych mieszkańców poszczególnych miast i miasteczek rozsianych po Europie, zwłaszcza Środkowej i Wschodniej. Przewrotnie można tu wspomnieć byłych żydowskich mieszkańców Oświęcimia, w jidysz nazywanego Ospitzim, którą to nazwę etymologicznie wiązano z ideą gościnności. Świat europejskiej kultury żydowskiej rozwijał się jednak stale, choć pod wspólnym niebem, we wspólnym klimacie i krajobrazie, to przecież obok głównego nurtu historii, polityki, nauki i sztuki europejskiej, ze stałym poczuciem niepewności i dalszego lub bliższego zagrożenia, które w świadomości żydowskiej wiązało się z tym, co w częściowo wspólnym, europejskim świecie zawsze było im najbardziej obce: religia większości, chrześcijaństwo. Przechodzące przez Europę w ciągu wieków fale niechęci i nienawiści do Żydów, a także znaczna część upokarzającej daniny, jaką musieli w tej czy innej formie płacić za względnie spokojne życie europejskim podmiotom politycznym, były nazbyt często, jeśli nie zawsze naznaczone związkiem z religią większości, patrzącą z wyższością na uparcie niewiernych Żydów. Stąd w świadomości Żydów fakt, że Zagłada z lat 1942-45 została zaplanowana i realizowana przez reżim stawiający na inną, zrywającą z chrześcijaństwem, neopogańską ideologię, pozostaje prawie nierozpoznany. Jest to w każdym razie dla nich fakt drugorzędny wobec tego, że ostatecznie był to system wyrosły w chrześcijańskiej Europie, chełpiący się promowaniem europejskiej cywilizacji i realizowany rękami europejskich chrześcijan.
Spróbujmy ocenić wartość takiej perspektywy dla rozumienia Europy i jej związków z religią. Spojrzenie przedstawione powyżej i (znów przypomnijmy) bardzo schematycznie określone jako „żydowskie” nie pozwala jednostronnie idealizować europejskiej przeszłości. Przypomina o różnicy między tym, czym chrześcijaństwo chciało być dla świata, a czym rzeczywiście było w dotychczasowej historii Europy. Pozwala spojrzeć na Europę niejako z zewnątrz, oczami tych wszystkich (już nie tylko Żydów, lecz także na przykład europejskich Romów, czy bałkańskich Słowian – muzułmanów), którzy żyjąc w Europie, akceptowali ją nie do końca w jej ukształtowanym przez chrześcijan porządku i próbowali w niej zmieścić swój własny świat. Żydzi przypominają ponadto samym swym istnieniem, że korzenie cywilizacyjne Europy są grubo przed-europejskie. Pozwalają zrozumieć choć częściowo lęk przed sformułowaniem „chrześcijańskie korzenie” jako obawę przed próbą powrotu do przeszłości, gdzie forma w jakiej wyraziło się w praktyce chrześcijaństwo nie dawała im szans, jakie zdają się otwierać inne historycznie zrealizowane modele relacji między społecznością świecką a religią. Właśnie ta relacja wydaje się odróżniać Stany Zjednoczone Ameryki Północnej od Europy, przy wspólnym z nią w ogromnej mierze dziedzictwie kulturowym; również powstałe po II wojnie światowej Państwo Izrael, tworząc swe zręby, opierało nadzieję na sprawiedliwość i pokój o swój charakter z założenia laicki.
Z drugiej strony ów częściowo zewnętrzny dystans Żydów wobec Europy w jej religijnych korzeniach i kształcie stanowi także brak tkwiący w ich perspektywie. Europa musi być zrozumiana i podjęta w krytyczny, ale ciągły sposób, przed wszystkim od wewnątrz, przez samych Europejczyków, przez tych, którzy byli jej twórcami, odpowiedzialnymi za jej blaski i cienie. W tym znaczeniu perspektywa, którą (znów bardzo schematycznie) określimy jako „niemiecką” jest nie do pominięcia.
Dwie tendencje niemieckie
Związek Niemców z Europą jest, po pierwsze, jak najbardziej ścisły i wewnętrzny tak w przeszłości, jak dziś i w przewidywalnej przyszłości. Byli zawsze jednym z głównych elementów jej kompozycji, tak wtedy, gdy przejęli na Zachodzie ideę i trud realizacji cesarstwa chrześcijańskiego, jak wówczas, gdy w dramacie, którego ciężar nieśli na sobie, wykuwał się w konflikcie między reformacją a (kontr-)reformą katolicką nowożytny kształt wzajemnych zależności między religią a po-rządkiem politycznym, jak i potem, gdy w okresie buntu przeciw rażącym niesprawiedliwościom społecznym nowego, przemysłowego porządku, rodził się i socjalizm i chrześcijańska myśl społeczna, wreszcie, gdy z ruin drugiej wojny światowej próbowała rodzić się nowa Europa, pragnąca zażegnać źródła przerażającego zła europejskich wojen, Niemcy były zawsze w sercu przemian europejskich aktywnym podmiotem, wypracowującym ich pozytywne wartości i ponoszącym ich koszta oraz – w ogromnej mierze – odpowiedzialność za kształt Europy, w szczególności za charakter jej związku z chrześcijaństwem, lub – patrząc z drugiej strony – za konkretny kształt aplikacji Ewangelii do kształtowania porządku doczesnego, politycznego i społecznego w Europie.
W tym kontekście jest jasne, że ruiny krematoriów Auschwitz (ze wszystkim, co to oznacza) są dla nich przede wszystkim czymś, czego lepiej, żeby w ogóle nigdy w Europie nie było. Może to prowadzić (i faktycznie prowadzi) do dwóch przeciwstawnych postaw, na dwa różne sposoby próbujących wymazać, unieważnić tę fatalną przeszłość.
Jedna, spontaniczna, łatwiejsza – to zapomnieć, zminimalizować, zbilansować czym innym. Myśląc „chrześcijańska Europa” czy „chrześcijańskie korzenie Europy”, nie wracać wiecznie pamięcią do tego, co najgorsze. Przecież to już dawno, przecież już w wieloraki sposób odpokutowane – od samej klęski w II wojnie poczynając. Przypomnieć inne strony, pozytywne dawne i nowe chrześcijaństwa w ogóle i niemieckiego wkładu w chrześcijaństwo w szczególności. Przypomnieć (zgodnie z prawdą), że doznane krzywdy nie leżą nigdy tylko „po tamtej stronie” – są również „po naszej”. Uświadamiać, że to stosunkowo nieliczna mniejszość sterroryzowała i podporządkowała sobie większość, która nagle spostrzegła z przerażeniem, że nie jest w stanie się już skutecznie przeciwstawić. Wołać, że i w tym mrocznym okresie historii jest też niemieckie bohaterstwo tym trudniejsze, że nie wbrew narzuconemu z zewnątrz terrorowi, ale wbrew „swoim”. W tym nurcie mieści się też tendencja, by rozdzielić odpowiedzialność za Auschwitz, rozszerzyć ją na Kościół jako taki, czy na cały świat chrześcijański, na narody kolaborujące, czy biernie akceptujące zagładę Żydów, czerpiące z niej po cichu korzyści, oskarżyć w ogóle zepsutą ludzką naturę. Nie należy lekceważyć tej tendencji, ani jej wyłącznie potępiać. Także ona odsłania pewien ważny wymiar prawdy – nie tylko o konkretnej historii, także o człowieku, o jedności Kościoła i rodzaju ludzkiego, o potrzebie przebaczenia; wymiar trudny do dostrzeżenia z innych perspektyw…
Jest jednak i druga, odważna, idąca świadomie „pod prąd” tamtej tendencji, niemiecka próba uporania się z cieniem Auschwitz. Jest to świadomy wybór wzięcia jak najbardziej na serio Auschwitz jako zakwestionowania dotychczasowej Europy o chrześcijańskich korzeniach i jako ostrzeżenia na przyszłość. Zakłada ona wolę nie zapominania tego, co chciałoby się zapomnieć. Pamiętać zaś i przyjąć odpowiedzialność za tę przeszłość oznacza tu odciąć się radykalnie od wszystkiego, co do niej doprowadziło. Zacząć na nowo, inaczej – zrywając ze złą tradycją. Budować inną Europę, inne społeczeństwo, inne chrześcijaństwo, inny Kościół, jakieś nowe „po Auschwitz” radykalnie różne od tego, co było „przed”. Znaczy to najpierw: przyjąć jak najbardziej na serio zakwestionowanie płynące od ofiar Auschwitz – rozumianego (podobnie jak w perspektywie żydowskiej) jako symbol zagłady Żydów. Odnowić spojrzenie na ten lud – także na jego religię w świetle tej krytyki. Dostrzec to, co łączy, przed tym (a czasem nawet z pominięciem tego) co dzieli. Przyjąć odpowiedzialność za antyjudaizm w chrześcijańskiej Europie przeszłości, za jego wpływ na uczynienie przez rasistów spod znaku swastyki właśnie Żydów „rasą” zdegenerowaną, krwią zatrutą, zagrażającą przyszłości świata. Tworzyć zatem Kościół, który, pamiętając na swoją współwinę, wie, że nie może domagać się już w Europie praw i przywilejów, że musi od podstaw czynić się wiarygodnym przede wszystkim przez służbę słabym, pokrzywdzonym, niechcianym. Jest to z całą pewnością postawa godna zrozumienia, uwzględnienia, szacunku. Wiele z niej można i trzeba się na-uczyć. Wszakże i ona traci z pola widzenia elementy istotne dla rozważanych przez nas kwestii. Jest skłonna traktować spojrzenie niemieckie jako po prostu europejskie, punkt widzenia Kościoła (czy Kościołów) w Niemczech na Żydów i judaizm, jako (faktyczny lub przynajmniej pożądany) punkt widzenia Kościoła w ogóle na tę relację. Nie rozumie, że – w relacji do tragedii Auschwitz – nie jest to jedyny kształt związku chrześcijaństwa, Żydów i Europy. Dlatego wydaje się, że istotne jest uwzględnienie również perspektywy, którą (znów w wielkim skrócie i przepraszając z góry za to uproszczenie zwłaszcza polskich Żydów) nazywam perspektywą polską.
Polacy wobec Auschwitz
Polacy patrzą na Europę również „od wewnątrz”. Rozumieją siebie od początku swej historii jako współtworzących ją, choć zdają sobie sprawę, że ich miejsce w niej nigdy nie było centralne. Są jednak przekonani, że mieli i mają w niej swą niezastąpioną rolę do spełnienia. Ważnym jej wymiarem było zawsze nie dopuścić do tego, by Europa została zdominowana przez Niemcy, by stała się Europą tylko germańską. Stąd – między innymi – w sporach znaczących całe łacińskie Średniowiecze skłonność do trzymania się raczej po stronie Papiestwa niż Cesarstwa. Stąd również skłonność do pamiętania Niemcom raczej tego, co w tysiącletnich relacjach negatywne, co było zagrożeniem dla polskiej tożsamości politycznej, niż wielorakich pozytywnych wpływów w dziedzinie kultury, życia religijnego, teologii. Dumą Polaków jest ich „złoty wiek” pod rządami Jagiellonów, od połowy XV do schyłku XVI wieku i wytworzony wówczas swoisty system demokracji i tolerancji, który za-owocował – między innymi – przesiedleniem się wówczas na teren wielonarodowej i wielokulturowej Rzeczypospolitej większości prześladowanych lub niepewnych swego losu Żydów Aszkenazyjskich z Zachodu Europy. Polacy chętnie pamiętają, że – na tle ówczesnych wojen religijnych na Zachodzie – Polska była wówczas „krajem bez stosów”, że nuncjusze papiescy w swych raportach nazywali ją zgryźliwie Paradisum Iudeorum. Późniejszy kryzys i upadek państwa wyidealizował jeszcze ten okres i nadzieję na wskrzeszoną Polskę, natomiast wzmógł nieufność do zachodnich i wschodnich sąsiadów. Gorzkie doświadczenia dwudziestolecia 1918-1939 zaczęły uzmysławiać, że odbudowa realnej państwowości z trudem może sprostać marzeniom o zgodnym współżyciu samych Polaków, a tym bardziej wielu narodów, w tym Żydów, pod wspólnym dachem odrodzonej Polski.
Na tym tle Auschwitz – obóz koncentracyjny stworzony wiosną 1940 r. dla sterroryzowania i ujarzmienia świeżo podbitej przez hitlerowskie Niemcy części Polski – stał się tu natychmiast symbolem, zanim jeszcze stał się miejscem zagłady Żydów zwożonych na śmierć z całej Europy. Stał się symbolem woli zniszczenia Polski jako takiej już wtedy, gdy skazywano tu na wyniszczenie wszystkich, którzy tworzyli polską kulturę – tak katolików, w tym wielu księży, jak protestantów, czy Żydów. Stał się wkrótce także symbolem oporu przeciw tej brutalnej woli mocy i męczeństwa – zwycięstwa przez wiarę. Polacy, myśląc o Auschwitz, widzą wiarę chrześcijańską nie w dalekim tle sprawców obozowego piekła, lecz wiarę w jej naj-czystszej postaci, wiarę działającą przez miłość jako promyk światła wewnątrz obozu, po stronie więźniów, tych, którzy – jak Maksymilian Kolbe – w oparciu o moc wiary nadają jakiś sens temu koszmarowi. Na ogół nie zamykają jej tylko do tych, którzy byli zdolni dostrzec podobieństwo swego losu do Chrystusowej Golgoty i świadomie kształtować swoją postawę jako naśladowanie Chrystusowej Męki. Roz-ciągają ją także na Żydów ginących z wyznaniem wiary Izraela w Jedynego Boga, ale w pewien sposób także na nich spontanicznie patrzą przez pryzmat Krzyża. Rozumieją Żydów na tyle, na ile ich postawa, ich wiara jest podobna do naszej i również podobnie przejawiła swój heroizm w godzinie śmiertelnej próby. Dla Polaków (wciąż pamiętajmy o ogromnym uproszczeniu w naszym ujęciu) opozycja w Auschwitz przebiega na linii bezbożni sprawcy – bogobojne ofiary. W tej optyce znika-ją różnice między ofiarami Auschwitz: jest to miejsce poniżenia godności człowieka, cios wymierzony w ludzkość przez nieludzki system totalitarny. Dlatego Polacy nie mogą zrozumieć, czemu usuwać z Auschwitz krzyż – jedyną nadzieję tych, którzy się nie dali złamać, a których znali bliżej jako członków swych rodzin, swego narodu, ludzi Kościoła. Dlatego nie wiedzą, czemu się wstydzić chrześcijańskich korzeni Europy, chrześcijańskich wartości na przyszłość, skoro to one pozwoliły przetrwać godności człowieka, Europejczyka, nawet tak strasznie zdeptanej jak w Auschwitz. Doświadczenie chrześcijaństwa w ostatnim stuleciu jest dla nich doświadczeniem w najwyższym stopniu pozytywnym, integrującym, budzącym nadzieję, scalającym w jedno. Dlatego upatrują nadzieję dla Europy w powrocie do chrześcijańskich korze-ni.
Oczywiście również i ta perspektywa ma swoje braki i usuwa w cień część prawdy. Nie dostrzega, patrząc na Auschwitz, głębi powszechności Kościoła złożonego z grzeszników i świętych ponad barierami narodowymi, zrywa solidarność między chrześcijanami – Niemcami uwikłanymi w służbę nazizmu a chrześcijanami – Polakami, ofiarami tego systemu i tej ideologii, zrywa tym samym, nie zdając sobie z tego sprawy, solidarność „chrześcijańskiej Europy”. Broni, z drugiej strony, przed myślą o jakiejkolwiek współodpowiedzialności Polaków w zagładzie Żydów, podkreślając jednostronnie bohaterstwo tych, którzy udzielali im pomocy.
Dynamika przemian świadomości i wartość integracji ujęć
Wielokrotnie podkreślaliśmy schematyczność przedstawionych tu ujęć. Pierwsza korekta, którą trzeba wnieść do tak zarysowanych trzech perspektyw, żeby w ogóle mogły być użyteczne dziś do rozumienia tematu „religii w Europie”, dotyczy dynamiki ich przemian. Choć można zapewne także dziś spotkać tu i tam przedstawicieli zarysowanych tu punktów widzenia „w stanie czystym”, to trzeba powiedzieć, że ostatnie ćwierć wieku charakteryzuje rozpoczęcie i stały rozwój kontaktów, rozmów, dialogów na poszczególnych „bokach” i w całym polu „trójkąta”, o którym mówimy. Oczywiście, szansę na tę zmianę stworzyły wielkie przemiany polityczne i cywilizacyjne na naszym globie. Niewiele jednak mogłoby to znaczyć, gdyby szansa nie została podjęta przez ludzi wiary i myśli religijnej po każdej ze stron. Jednym z symbolicznych przejawów tej dynamiki jest właśnie dwudziestopięciolecie wymiany i współpracy między naszymi Uczelniami, które w tych dniach obchodzimy. Może ono być symbolem jednego z ważnych wymiarów tych przemian, jakim była w okresie upadku komunizmu w Europie Wschodniej wieloraka pomoc i otwarcie ze strony Niemiec, które – przynajmniej w Polsce – było jednym z głównych czynników po-zwalających przełamać negatywne stereotypy i spojrzeć na Niemców od pozytywnej strony.
Od czasu wyjścia Polski z komunistycznych uzależnień ideologicznych i politycznych rozwijają się też kontakty polsko-żydowskie i rozmowy także na płaszczyźnie religijnej. Ten dialog w Polsce jest trudniejszy, bo żyje coraz odleglejsza, coraz bardziej stereotypowa pamięć o nich, natomiast żywi pojawiają się najczęściej tylko na chwilę, z daleka, by odnaleźć jakiś ślad po przodkach i często nie wystarcza im sił i ochoty na szukanie żywych kontaktów, których zastane w Polsce zmiany i nieufność nie ułatwiają.
Zdarzają się, choć z pewnością jeszcze zbyt rzadko, spotkania z udziałem reprezentantów wszystkich trzech perspektyw, o których była tu mowa, jednocześnie i to również w perspektywie i bliskości obozu Auschwitz. Ich oddziaływanie społeczne nie jest na razie zbyt szerokie. Postępuje wszakże przełamywanie wzajemnej nie-ufności i wchodzenie nawzajem w perspektywę widzenia spraw z drugiej strony. Nie sposób referować tutaj przebiegu tych rozmów, ich owoców. Raczej spróbujmy na koniec odpowiedzieć, czemu może służyć wzbogacone spojrzenie na bolesne aspekty przeszłości Europy w rozumieniu roli religii na przyszłość.
Wydaje się, że pełniejsze, o ile możliwe, wspólne spojrzenie religijne na przeszłość symbolizowaną przez Auschwitz byłoby owocne tak dla Kościoła jak i dla Europy.
Kościół miałby szansę odkryć swój wizerunek pełniejszy, zobaczyć przebytą dotąd drogę nie tylko przez pryzmat ideałów, które pragnął zrealizować, ale i w świetle tego, co rzeczywiście z tego wyszło: to, co jest słusznym powodem do dumy i to, co rodzi wstyd i wymaga nawrócenia. Kościół lepiej rozeznający prawdę i przez to prawdziwiej pokorny ma szansę dawać skuteczniejsze świadectwo i – być może – dzięki temu stać się jeszcze wiarygodny w Europie. Rozpoznając w przeszłości po-działy nie tylko te, które wynikały z formalnych różnic dogmatycznych i ustrojowych, lecz i te, które w konfliktach politycznych uniemożliwiały niemal jego dzieciom widzieć braci w Chrystusie po drugiej stronie frontów i barykad, Kościół w Eu-ropie mógłby być też bardziej katolicki nie w wyznaniowym, lecz pierwotnym znaczeniu i przez to zdolny służyć pojednaniu narodów w sposób bardziej przekonywujący.
Szczególnie cenne wydaje się odkrycie przez Kościół więzi łączącej go z Izraelem nie tylko genetycznie, w historii poza- i przed-europejskiej, ale i dziś. Nie pozwala ono Kościołowi (także w Europie) utożsamiać się z nią, ani jej absolutyzować. Stwarzając dystans, pomaga ustawić właściwy, życzliwy i krytyczny zarazem stosunek wobec niej, jej instytucji i dążeń. Nie trzeba przekonywać, że może to być z korzyścią także dla Europy, by nie tracąc ducha, nie zagubiła się we własnej sytości i egoizmie.
Są to – oczywiście tylko marzenia. Z okazji jednak święta, w którym dziękujemy Bogu i ludziom za skromny odcinek budowania więzi intelektualnych, między-ludzkich i religijnych, w dniach, kiedy umacniamy się nawzajem na dalsze ich budowanie i zacieśnianie, wolno i warto też trochę pomarzyć…
1MANFRED DESELAERS (red.), Dialog u progu Auschwitz. Tom 1, Kraków [Wydawnictwo Unum] 2003; KS. MAREK GŁOWNIA, STEFAN WILKANOWICZ (red.), Auschwitz. Konflikty i dialog, Kraków [Krakowska Fundacja Centrum Informacji…, Wydawnictwo Św. Stanisława] 1998