Człowiek w rozwoju
Kraków, marzec 1972
[…]
I otóż cały ten obraz człowieka w rozwoju, który ja tutaj naszkicowałem bardzo tylko niedokładnie, wybiórczo, fragmentarycznie – i na pewno różni specjaliści zechcą i potrafią mnie doskonale uzupełnić – ten człowiek w rozwoju, każdy, wpisuje się ostatecznie w słowa, które są zapisane na samym początku Księgi Rodzaju. Czytamy tam: „Stworzył Bóg człowieka na obraz i podobieństwo swoje” (Rdz 1, 27).
Czy rzeczywiście tak? Czy ten każdy, konkretny człowiek, każde ludzkie „ja” istotnie wpisuje się w prawdę tych słów: „…. na obraz i podobieństwo Boga?” – To jest pytanie kluczowe. Nie można człowieka wpisać bez reszty w inne ramy. Nie można człowieka wpisać bez reszty w inny wymiar. To bynajmniej nie przesłania całej prawdy o jego powiązaniu z przyrodą, jego podobieństwie do świata, który dawno określono mianem świata zwierzęcego. To tylko stwierdza, że w tych ramach człowiek nie mieści się bez reszty. A właśnie t a r e s z t a rozstrzyga. Ta reszta.
Można z różnych stron docierać do tej reszty. Nie mamy czasu na to, ażeby tutaj rozwijać całą teorię , całą wizję człowieka. Pragnę – także i dlatego, że to są rekolekcje – ażebyśmy skupili się na jednym fakcie, który właśnie należy do tej o wszystkim stanowiącej reszty. Jest mu na imię sumienie. Człowiek to jest sumienie – jednak sumienie. I nie da się śledzić w pełni rozwoju człowieka mówić o rozwoju człowieka, jeśli się nie uchwyci tego centrum: sumienia. Od niego zależy ten ostateczny kształt, od niego zależy to, kim w końcu jestem ja, ja jeden niepowtarzalny.
Weźmy dla przykładu taki obraz z wydarzeń przybliżonych nam w ostatnich miesiącach: z jednej strojny O. Maksymilian Kolbe w Oświęcimiu, a z drugiej strony jego oprawcy. Tu człowiek i tu człowiek. Tu sumienie i tu sumienie. I teraz, jaka ostatecznie kształtuje się postać? Z jednej strony taka, którą świadomość, opinia całej ludzkości musi zaafirmować, uwielbić i zaakceptować: wziąć do swojego skarbca raz na zawsze. Z drugiej strony taka postać człowieka, człowieczeństwa, która cała opinia ludzkości – bez względu na to, czy to będą wierzący, czy niewierzący, chrześcijanie, czy ateiści – musi jakoś odrzucić: wyrzec się jej. Chociaż może się wyrzec tylko do granic człowieczeństwa, bo: i tu człowiek, i tu człowiek. Wielkość człowieka, właśnie tego człowieka w rozwoju, jest ostatecznie najgłębiej związana z jego sumieniem.
Ale kiedy mówimy o człowieku w rozwoju, to nie sposób zaczynać tylko od początku. Nigdy się tego rozwoju człowieka tej pełnej ewolucji osoby nie nakreśli, zaczynając tylko od początku. Musimy zacząć jeszcze od końca. Koniec – można powiedzieć inaczej: rzecz ostateczna; a z grecka „eschatologia”. Koniec człowieka to jest śmierć. Nie sposób nakreślić dróg rozwoju człowieka, nie wychodząc właśnie od końca, nie wychodząc właśnie od śmierci. Tak jak nawet i w tym przykładzie, którym posłużyłem się przed chwilą: O. Maksymiliana. Nie sposób nakreślić rozwoju pełnego, całościowego człowieka osoby, nie wychodząc od śmierci.
Czy śmierć jest całą eschatologią człowieka? Czy to co ostateczne równa się śmierć? Taką eschatologię przyjmuje światopogląd materialistyczny: to co ostateczne równa się śmierć. Człowiek żyje nie tylko ku śmierci, ale żyje w granicach śmierci: i więcej nic nie ma. – A Księga Rodzaju powiada: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. I my sobie te słowa Stwórcy przypominamy w każdą środę popielcową.
Ale w takim razie, jeżeli eschatologia człowieka, jeżeli to co ostatecznie utożsamia się ze śmiercią, co zrobić – co zrobić z tym co w człowieku narasta: albo w kierunku takim jak u Maksymiliana Kolbe, albo w kierunku takim jak u jego oprawców. Co zrobić z sumieniem? Z tym wszystkim co ono w każdym z nas kształtuje przez lata; od pierwszych chwil umiejętności rozeznawania pomiędzy dobrem a złem przez całe życie, przez tyle lat. Co zrobić z całym tym bogactwem albo z całym tym balastem? Co z tym uczynić – jeżeli człowiek rozwija się tylko ku śmierci i na tym koniec?
I nie wiem, czy miał prawo powiedzieć Marks – przyjmując taki światopogląd – że korzeniem wszystkiego jest człowiek. Już chyba więcej racji ma Sartre, kiedy mówi: że człowiek właściwie dąży do tego, co określa słowem: Bóg ale to jest – powiada – czyste słowo. I dlatego też człowiek „c’est une passion inutile” – nieużyteczna pasja.
Jeżeli jednakże weźmiemy to wszystko tak, jak jest w każdym z nas, jeżeli weźmiemy chociażby tylko ten jeden proces – proces sumienia, to trudno, trudno bez zaprzeczenia tego, że korzeniem jest człowiek, przyjąć, że człowiek rozwija się tylko ku śmierci: ale rozwija się do sądu. I to jest drugie słowo naszej eschatologii – pamiętacie to z katechizmu; cztery sprawy ostateczne:
1. śmierć, 2. sąd; – do dalszych przejdziemy kiedy indziej. Człowiek rozwija się do sądu. Ten sąd stanowi początek życia wiecznego – początek. Księga Rodzaju mówi, że „Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje” i mówił dalej, że: „postawił go wobec drzewa wiadomości złego i dobrego” (Rdz 2, 15). To jest oczywiście wyrażenie jakoś symboliczne, ale jakże bardzo realistyczny jest ten symbol. Jak wielką prawdą jest to, że człowiek stoi wobec drzewa wiadomości złego i dobrego; że człowiek znajduje się pomiędzy dobrem i złem; że człowiek wciąż musi wybierać i że te jego wybory, decyzje, uczynki, mają wartość – są dobre; albo niosą w sobie przeciwwartość – są złe. Dobro i zło; i takie jest życie człowieka.
Ale na tej właśnie drodze znajduje się jego wielkość. Przez to człowiek jest wielki; przez to, że może wybierać, nawet – w jakimś sensie – grzech świadczy o tym, że człowiek jest wielki. Nie powiedziałem: świadczy o wielkości człowieka, tak jak nie można powiedzieć, że czyny oprawców z lagru oświęcimskiego świadczą o ich wielkości. Ale nawet w jakimś sensie i grzech świadczy o tym że człowiek jest wielki. Gdyby tak nie było, to trudno byłoby zrozumieć cały stosunek Boga do człowieka. Do tego właśnie człowieka, który znajduje się pomiędzy dobrem a złem. Bóg nie oddzielił się od człowieka drzewem wiadomości złego i dobrego; chociaż wiemy, że ludzkość wielokrotnie przekroczyła próg tego drzewa, to ten fakt z historii ludzkości, z historii społeczeństw, a nade wszystko z historii człowieka jak gdyby wyzwolił tym większą troskę Boga-Stwórcy o tego człowieka, który wybiera, który upada, który grzeszy i który się dźwiga. Bóg wychodzi naprzeciw człowieka: nie tylko jest Sędzią; jest także i Ojcem, który szuka syna marnotrawnego; jest także przewodnikiem, który stawia na drodze człowieka swoje przykazania jak gdyby słupy graniczne. Naprzód są przykazania Starego Testamentu dane Mojżeszowi, te przykazania przede wszystkim mówią: nie! „nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, nie będziesz fałszywego świadectwa mówił” (Wj 20, 21–16) itd. – nie będziesz! Ale te wszystkie Boże „nie!” to są zaprawdę słupy graniczne i nie można ich przekroczyć. O tym wie doskonale cała ludzkość, o tym wie doskonale każde społeczeństwo, każdy ustrój, że nie można zmienić, „wycofać z obiegu” tych Bożych „nie!”. I my też wszyscy o tym doskonale wiemy. Ale znamy nie tylko Dekalog Starego Prawa – znamy także i Nowy Testament, znamy Ewangelię, znamy etykę „ośmiu błogosławieństw”; właśnie tych błogosławieństw, za którymi poszli tacy ludzie, jak Maksymilian Maria Kolbe i różni inni. Iluż ich poszło za tymi błogosławieństwami, chociażby tu w tym naszym mieście; iluż ich idzie wciąż!
I wreszcie to przykazanie, którym się wszystkie mieszczą, które wszystkie inne przerasta, a zarazem wszystkie zawiera: przykazanie miłości Boga i bliźniego, które nam przyniósł Chrystus jako ostatnie słowo tej troski Sędziego i Ojca o nasze ludzkie sumienie. W czasie rekolekcji sprawa sumienia jest zawsze, z reguły, sprawą centralną.
Jeżeli wczoraj powiedziałem, że taką sprawą jest sprawa modlitwy, to poniekąd w tym celu, ażeby doprowadzić do dzisiejszego stwierdzenia, że tą sprawą jest sprawa sumienia. Zresztą Pan Jezus sam to wyraził, kiedy mówił: „ Nie ten, który mi mówi Panie, Panie, ale ten, który czyni wolę Ojca mego” (Mt 7, 21). I dlatego ku tej sprawie trzeba nam skierować w czasie rekolekcji cała naszą uwagę, pamiętając, że dotykamy tutaj w każdym z nas jakiegoś centrum, które stanowi o moim „ja” o godności człowieka, osoby. Tego centrum, które człowieka otwiera ku Bogu, przybliża do Niego, z Nim jednoczy. A szukając tego wszystkiego przez modlitwę, stale musimy tą modlitwą skierowywać uwagę swojej myśli i swojej woli na nasze sumienie.
Moi Drodzy Słuchacze, wczoraj zakończyliśmy rozważanie rekolekcyjne, odmawiając „Ojcze nasz…”. Myślę, że będzie dobrze, ażebyśmy na ten pacierz wieczorny wybrali sobie, tak jak to zresztą często czynimy, Dekalog. Żebyśmy powtórzyli wspólnie przykazania Boże i uwieńczyli tę powtórkę wielkim Chrystusowym przykazaniem miłości.
Jam jest Pan Bóg, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną!
2. Nie będziesz brał Imienia Pana Boga twego nadaremno!
3. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił!
4. Czcij ojca twego i matkę twoją!
5. Nie zabijaj!
6. Nie cudzołóż!
7. Nie kradnij!
8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu!
9. Nie pożądaj żony bliźniego twego!
10. Nie pożądaj żadnej rzeczy, która jego jest!
Pełnią przykazania jest miłość (Rz 13, 10): „Będziesz miłował Pan Boga twego ze wszystkiego serca twego, ze wszystkiej duszy twojej, ze wszystkich sił twoich, a bliźniego twego jak siebie samego” (Mt 22, 37). Amen.
Z: Ks. Karol Wojtyła, Biskup-Metropolita-Krakowski, Kazania 1962-1978