2008 Monika Limanówka
Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że przyjdzie taki dzień, w którym zostanę poproszona o napisanie listu do mojej byłej szkoły. Cóż, skoro mnie o to poproszono robię to z wielką przyjemnością, próbując opisać moje aacheńskie życie. Dokładnie rok temu tak jak Wy teraz siedziałam na naszych Konarskich trybunach pośród innych trzecioklasistów. Część osób słuchała tego co mieli nasi goście do powiedzenia, inni rozmyślali nad swą przyszłością, mając zupełną pustkę w głowie, byli i tacy, którzy mieli już plany, jeszcze inni odnosili się do tego z ironią, znaleźli się i tacy, których rzeczywiście zainteresował wolontariat w Aachen. Chyba nie byłam jedyną osobą, która uważała to za coś ciekawego, ale jedyną, która odważyła się złożyć dokumenty i wyjechać na rok do Niemiec. Wcześniej miałam zupełnie inne plany. Studia, oczywiście najlepiej dzienne i w dodatku w Krakowie. Jednak tak sobie pomyślałam, że w sumie rok przerwy nie będzie czymś złym, będę miała możliwość podszkolić język, czegoś nowego doświadczyć, pozwiedzać. Była wolontariuszka, która relacjonowała swój ubiegłoroczny pobyt w Niemczech, okazała się niezwykle przekonująca. Przyszłam do domu i oznajmiłam rodzicom, że wyjechałabym chętnie na roczny wolontariat do Niemiec. Cóż zaskoczeni rodzice nie byli, ale po prostu mi nie uwierzyli. Byli przekonani, że to taki żart. Jednak jak zaczęłam pisać list motywacyjny i życiorys, powoli zaczęło do nich docierać, że ich najstarsza córka, chce zrezygnować że studiów, żeby spędzić rok za granicą. Próbowali mi wybić ten pomysł z głowy na wszystkie możliwie sposoby, a ja na przekór wszystkim wysłałam potrzebne dokumenty do Aachen i czekałam z nadzieją, że to akurat ja zostanę wybrana. Stało się. Pewnego dnia, dostałam telefon od księdza Manfreda. Oznajmił mi, że jestem jedyną chętną i czeka na moją decyzję. Byłam zaskoczona, bo rok wcześniej zgłosiło się sporo chętnych, więc konkurencja była nie mała. Mimo to moja euforia była przeogromna. Nie powiedziałam od razu tak, bo trzeba było jeszcze jakoś delikatnie oznajmić rodzicom, że studentką będę, ale w przyszłym roku i że w sierpniu pakuję walizkę. Rozczarowanie, niedowierzanie i oczywiście przekonywanie żebym została. Rozumiałam rodziców, ale mimo to wiedziałam, że jak wyjadę to nie zmarnuję sobie życia, a wręcz przeciwnie, niesamowicie wiele doświadczę. Teraz mogę powiedzieć z ręką na sercu, że absolutnie nie żałuje, upartość się opłacała. Tym bardziej, że rodzice pogodzili się z moją decyzją i oczywiście teraz są szczęśliwi, bo ja jestem szczęśliwa.
Po co właściwie piszę ten list. Po to żeby Wam uświadomić, że wolontariat nie gryzie, to świetny rok, czas zabawy, nauki, nowych przeżyć. Nie chcę, żeby powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku. Mam nadzieję, że zgłosi się więcej chętnych. Jednak, żeby ktoś się zgłosił muszę Wam chyba krótko opowiedzieć, co tu robię. Jestem tutaj w organizacji o nazwie Pax Christi. Historii nie będę przytaczać, bo zapewne zrobił to już ksiądz Manfred, albo któryś z wolontariuszy, ale powiem tylko tyle, że mimo iż jest to organizacja katolicka nie działa jednak jako Kościół, (pracują tam osoby świeckie). Można tak pomyśleć ze względu na jej nazwę, ale nie oznacza to, że nie czyni pozytywnych i dobrych rzeczy. Słyszałam po prostu, że kilka osób nawet nie interesowało się tym wyjazdem, bo to coś religijnego. Mnie nawet znajoma zapytała, czy chcę być może zostać zakonnicą skoro wyjeżdżam na wolontariat. Dużo osób nie wie tak naprawdę czym jest właściwie wolontariat. Multum młodych ludzi w Niemczech wyjeżdża gdziekolwiek na rok po maturze, żeby odbyć socjalną służbę, bo tak to się właściwie nazywa. W Polsce nie jest to niestety tak rozpowszechnione. Mój wolontariat polega dokładnie na pracy z ludźmi niepełnosprawnymi. Jest to kolejny powód dla którego mało kto się odważa wyjechać. Ja sama nigdy nie pracowałam z takimi ludźmi, a teraz czuję się jak bym to robiła przez całe życie. Są to świetni ludzie, od których niesamowicie wiele się nauczyłam. Poza tym jest jeszcze biuro Pax Christi, gdzie pracuję raz w tygodniu. Współpraca z rewelacyjnymi ludźmi, wiele ciekawych przedsięwzięć, spotkań, akcji na rzecz pokoju na świecie. Naprawdę wiele się dzieje. Przeżyłam cudowny tydzień w Kolonii, gdzie odbywało się seminarium dla wolontariuszy z całego świata, którzy odbywają swą służbę w Niemczech. Były to jedne z najcudowniejszych dni tutaj. Czas spędzony w towarzystwie młodych ludzi z Boliwii, z Afryki, z różnych zakątków Europy. Czas pełen nowych doświadczeń, czas przesycony zupełnie inną kulturą, czas pełen radości i zabawy. Poza tym nie jestem w Aachen sama. Wolontariat ze mną odbywa Bojan- chłopak z Bośni, będący moim współlokatorem. Jest on przykładem osoby, która mimo zupełnego braku znajomości języka niemieckiego odważyła się wyjechać do obcego kraju. Teraz radzi sobie z językiem świetnie, co oznacza, że każdy kto tylko chce może nauczyć się nowego języka w ciągu roku. Miasto, w którym mieszkam jest pełne uroku, pełne studentów, ludzi z całego świata. Istnieje wiele możliwości na spędzenie wolnego czasu. Poza tym leży niedaleko od granicy belgijskiej i holenderskiej, dzięki czemu można wybrać się na spacer do któregoś z tych państw. Dodatkowo można wiele zwiedzać. Przykładowo Bruksela, Maastricht to miasta które znajdują się zupełnie niedaleko.
Zastanawiam się czym mogłabym się jeszcze z Wami podzielić. Jednak myślę, że i tak wystarczająco się już rozpisałam. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kogo zainteresuje taki wyjazd. Ja od siebie powiem tylko tyle: Naprawdę warto! Jestem tutaj prawie 9 miesięcy i cały czas się zastanawiam kiedy ten czas tak szybko zleciał, a gdybym chciała opisać wszystko co do tej pory przeżyłam musiała bym chyba napisać powieść, tym bardziej, że 5 miesięcy jeszcze przede mną, Życzę, więc odwagi, mądrych decyzji i powodzenia na maturze. Zresztą sama przyjeżdżam w maju, bo wpadłam na pomysł poprawienia matury, więc jeżeli tylko ktoś miałby jakieś pytania oczywiście chętnie odpowiem.
Serdecznie pozdrawiam z Aachen! Monika.